25 czerwca 2018

Spiders - Killer Machine


Spiders to kolejna pochodząca ze Szwecji (jakże inaczej?) grupa, na którą warto zwrócić uwagę. Wprawdzie założony w 2010 r. w Göteborgu zespół nie jest w swej twórczości rewolucyjny, jednak jego siła tkwi właśnie w prostocie, bezpośredniości i bezpretensjonalności glam rockowych kompozycji. W dodatku zapewniam Was, że wokal i charyzma Ann-Sofie Hoyles jest czymś, co chcielibyście słyszeć i podziwiać (ja już miałem tę okazję – KLIK), a i John Hoyles nie jest znowu takim anonimowym muzykiem i kompozytorem, który na swoim koncie ma między innymi współpracę z Witchcraft oraz Troubled Horse (ostatnio nawet się wziął za karierę solową, ale na to spuśćmy zasłonę milczenia ;)). Niedawno ukazał się trzeci pełnowymiarowy album grupy – Killer Machine – który generalnie hołduje dotychczasowemu stylowi kapeli, choć pewne zmiany daje się zarówno odczuć, jak i usłyszeć.


fot.: discogs.com

W pierwszej kolejności uwagę zwraca fakt, że Pająkom udało się wreszcie niemal dobić długościom albumu do czasu trwania klasycznego LP – zespół zamieścił bowiem 11 utworów, które trwają 41 minut, zatem otrzymaliśmy o 8 minut więcej materiału, niż w przypadku poprzednika (Shake Electric) i aż o 14 minut w porównaniu do debiutu (Flash Point). Jest to zdecydowanie dobra tendencja, jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że krążki Szwedów nie należą w Polsce do najtańszych pozycji. Kolejną nowością jest zainwestowanie przez Spiders w „departament chórkowy” (drzewiej pojawiały się jedynie ich namiastki, jak np. w Control czy Give up the Fight z Shake Electric), co dodaje kompozycjom pewnej gładkości i radiowości (ile ja bym dał, żeby ten zespół grano w radiu) – kwestią gustu jest czy ta zmiana wpłynęła dobrze czy źle na utwory, akurat ja zawsze byłem zwolennikiem wielogłosowych śpiewów.

Podobnie jak w przypadku poprzednich wydawnictw grupy, otrzymaliśmy serię dynamicznych hard rockowych numerów z dość mocną perkusją, mnóstwem riffów i pędzących gitar. Tradycyjnie, raz jest szybciej, jak w przypadku otwierającego krążek, świetnego Shock and Awe czy przebojowego Swan Song, czasem jest troszkę wolniej, jak w singlowym Dead or Alive i tytułowym Killer Machine, jednak przede wszystkim jest relatywnie ciężko, ale i bardzo melodyjnie. Jedynym balladowym rodzynkiem jest tu śliczne blues rockowe Don’t Need You. Słuchając tego utworu aż żałuję, że w swoim dorobku Spiders nie ma ich więcej, choć z drugiej strony cenię sobie przebojowość i dynamikę ich płyt. Podoba mi się też, że oprócz dodania chórków, tu i ówdzie muzycy próbowali trochę poeksperymentować z nowym dla nich brzmieniem – i tak w Swan Song pojawiły się intrygujące, nieco „afrykańskie” rytmy perkusyjne, wieńczący krążek Heartbreak intensywnie wykorzystuje harmonijkę ustną, a w połowie przechodzi jakby w zupełnie inny utwór, tu i ówdzie nie śmiało pobrzmiewają pogłosy fortepianina (Dead or Alive, Higher Spirits). To wszystko pokazuje, że zespół nie planuje stać w miejscu i myśli nad rozwojem.

Niestety, z Killer Machine mam jeden podstawowy problem, który nie pozwala mi do końca przekonać się do utworów z tej płyty. Chodzi o wokal Ann-Sofie Hoyles, który brzmi zupełnie inaczej, niż na poprzednich albumach Spiders. Jest bardziej stonowany i monotonny, całość jest chyba również niżej zaśpiewana. Czasami takie podejście pasuje, jak np. w Like a Wild Child czy Don’t Need You, ale już w innych utworach zabita zostaje niemal cała ich energia, jak choćby w wypadku Dead or Alive. Dobrze, że chórki nieco ożywiają atmosferę.

Killer Machine to niewątpliwie niezły album. Czuć w nim, że Pająki ze Szwecji nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa i nie zamierzają poprzestać na już sprawdzonych schematach. Z drugiej strony nie ma tu tak drastycznej rewolucji, jak w przypadku Blues Pills, który po wydaniu Lady in Gold (KLIK) mógł stracić sporą bazę fanów. Osobiście uważam, że najnowszy krążek Spiders jest nieco słabszy od fantastycznego, żywiołowego Shake Electric, jednak to nadal kawał dobrego hard rocka, którego świetnie będzie się słuchać w trasie lub dla zrelaksowania po ciężkim dniu pracy. Jestem też pewien, że zdecydowana większość numerów urozmaici i wzbogaci koncerty grupy. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz