21 marca 2016

Imaginos – reunion, którego nie było


Od Blue Öyster Cult do Two Öyster Cult

W branży muzycznej nie ma lepszego czynnika motywującego do działania, jak świetne wyniki sprzedaży najnowszego albumu. Niemniej jednak czasami niespodziewany sukces może stać się przekleństwem. Blue Öyster Cult zetknął się z taką sytuacją, kiedy to w 1981 r. ukazał się ich ósmy krążek, wyprodukowany przez słynnego Martina Bircha – Fire of the Unknown Origin. Album nie tylko pokrył się złotem, wędrując do pierwszej trzydziestki Billboard 200 oraz UK Album Chart, ale zawierał również pierwszy od (Don’t Fear) The Reaper prawdziwy przebój grupy - Burnin’ for You (numer 1 w notowaniu Billboard’s Album Rock Tracks). W dodatku utwór Veteran of the Psychic Wars wykorzystano w filmie animowanym Heavy Metal (choć, jak na ironię, kawałek ten nie należał do piosenek napisanych z myślą o animacji).

Niestety, powyższa dobra passa zamiast dać zespołowi kolejny zastrzyk energii do dalszego działania, skumulowała jedynie piętrzący się od lat stres oraz napięcia między członkami grupy. Presja, by następny album stał się co najmniej takim samym sukcesem marketingowym również nie pomagała. Ostatecznie, w sierpniu 1981 r., Albert Bouchard – perkusista i zarazem współautor wielu kompozycji zespołu, w znacznej mierze odpowiedzialny za jego brzmienie – został zwolniony za „niestabilne zachowanie”. Faktem jest, iż Albert zaczął spóźniać się na niemal każdy koncert, w związku z czym w pierwszych kilku utworach zastępował go techniczny Rick Downey. Innym faktem jest, że odkąd muzycy podjęli decyzję, by Downey przejął obowiązki na stałe, forma zespołu zaczęła lecieć na łeb na szyję.

Kolejny album BÖC - The Revölution by Night z 1983 r. – poza radiowym hitem Shooting Shark oraz naszpikowanym wątkami sci – fi Take Me Away, stanowił w zasadzie nieciekawą pop rockową mieszaninę, choć trzeba przyznać, że tu i ówdzie słychać było dawne brzmienie zespołu. W lutym 1985 r. doszło do rozdrapania starych ran, gdy muzycy po odejściu Ricka Downeya zaprosili Alberta Boucharda do wzięcia udziału w trasie koncertowej po Kalifornii. Albert myślał, że wraca na dobre, z kolei Eric Bloom i spółka chcieli jedynie dać sobie trochę czasu do znalezienia następcy Downeya. O wydanym w 1985 r. Club Ninja wystarczy powiedzieć tylko tyle, że jedyny godny uwagi utwór – Dancin’ in the Ruins – został w całości napisany przez zewnętrznych twórców. Ponadto w trakcie sesji nagraniowych zespół opuścił klawiszowiec Allen Lanier (niezadowolony z artystycznej jakości tworzonej muzyki oraz obecności Tommy’ego Zvonchecka jako swojego z/następcy), natomiast tuż po tournée w  Niemczech dołączył do niego basista Joe Bouchard, chcący spędzić więcej czasu z rodziną, ale także poszukujący możliwości grania innych gatunków muzycznych. BÖC utracili także jakiekolwiek wsparcie ze strony wytwórni Columbia Records. W rezultacie, jak to stwierdził Eric Bloom: „latem 1986 r. zespół [w składzie: Bloom, Buck Dharma, Zvoncheck, Jon Rogers i Jimmy Willcox] pół-oficjalnie rozpadł się”.

Niespodziewaną szansą na odbudowanie relacji w zespole i swoisty powrót do korzeni mógł być projekt, który chodził po głowie menadżera Sandy’ego Pearlmana od przynajmniej kilkunastu lat… projekt o nazwie Imaginos.

The Soft Doctrines of Imaginos

Imaginos (w pierwotnej wersji “Immaginos”) poprzedza powstanie Blue Öyster Cult, jako koncept zrodzony w głowie studenta antropologii oraz socjologii Sandy’ego Pearlmana. Pearlman w połowie lat ’60. napisał serię wierszy oraz scenariuszy zatytułowaną The Soft Doctrines of Immaginos, historię opisującą genezę dwóch wojen światowych, łączącą w swej treści wątki kulturowe, których Sandy uczył się na studiach, z elementami science fiction oraz literatury gotyckiej.

Mniej więcej w tym samym czasie, w 1967 r., Pearlman został menadżerem oraz producentem grupy Soft White Underbelly. Wielkim marzeniem Sandy’ego, obok tego, by grupa została amerykańską odpowiedzią na Black Sabbath (nie wyszło, ale to w sumie dobrze), było zarejestrowanie przez zespół muzyki do stworzonej przez niego historii. W tym wczesnym okresie – poza zmianą przez Pearlmana nazwy kapeli na Blue Öyster Cult, co również zaczerpnięto z historii Imaginos – grupa zarejestrowała dwa utwory nawiązujące do poezji producenta. Były nimi Gil Blanco County (demo dla Elektra Records nagrane pod nazwą Stalk-Forrest Group) oraz nigdy nieopublikowany kawałek Bucka Dharmy Port Jefferson.

Chociaż w początkowych latach zespół dość ochoczo sięgał po twórczość Pearlmana celem przerobienia jego wierszy na piosenki, a promocyjne kopie pierwszego krążka grupy zawierały wkładkę, wedle której utwór Redeemed stanowił „skróconą wersję ścieżki, która ukaże się na czwartym albumie, operze zatytułowanej The Soft Doctrines of the Imaginos”, to jednak  muzycy oponowali nagrywaniu albumu koncepcyjnego. Mimo to, Albert Bouchard rozpoczął prace nad muzyką do Imaginos, czego owocem do 1974 r. były Astronomy, The Subhuman (oba ukazały się na krążku Secret Treaties) oraz Imaginos.

Podczas sesji do Agents of Fortune (1976 r.) nagrano demo utworu Imaginos, z kolei przy nagrywaniu Spectres (1977 r.) Joe Bouchard zarejestrował demo In The Presence Of Another World (kawałek był próbowany przez cały zespół jako kandydat na album Mirrors z 1979 r.), zaś Albert Bouchard nagrał Del Rio's Song, I Am the One You Warned Me of, The Siege and Investiture of Baron von Frankenstein's Castle at Weisseria oraz The Girl That Love Made Blind. Jednak nawet wtedy, przy tak bogatej kolekcji utworów, zespół nie zdecydował się na zrealizowanie konceptu.

Albert Bouchard kontynuował rejestrowanie dem na poczet potencjalnego albumu i w okresie Cultösaurus Erectus (1980 r.) bardzo chciał, by zespół przystąpił do realizacji projektu. Plany te pokrzyżowało wyrzucenie go z grupy…

Solowy album Alberta Boucharda

Tuż po opuszczeniu zespołu, Albert Bouchard i Sandy Pearlman rozpoczęli prace zmierzające do wydania Imaginos. Początkowe plany obejmowały wydanie trzech podwójnych albumów. Kiedy w 1981 r. Pearlman zwrócił się do CBS ze stosownym zapytaniem, wytwórnia początkowo dała zielone światło.



W związku z tym Albert zabrał się do pracy i już w 1982 r. miał gotowe podstawowe ścieżki. Bouchard nie tylko zaśpiewał we wszystkich utworach, ale także zagrał na perkusji oraz gitarze. W pracy towarzyszyli mu Tommy Morrongiello (Ian Hunter Band, gitara i aranżacje), Jack Rigg (David Johansen Band, gitara), Phil Grande (muzyk sesyjny, gitara), Tommy Mandel (Ian Hunter Band, instrumenty klawiszowe), Kenny Aaronson (gitara basowa), Thommy Price (Scandal, perkusja) oraz mnóstwo gościnnych muzyków i wokalistów, wśród których znaleźli się Robby Krieger czy Helen Wheels. Wśród zaproszonych współpracowników nie zabrakło również członków oryginalnego składu BÖC – Joe Boucharda, Allena Laniera oraz Bucka Dharmy. Zarejestrowane w tamtym czasie partie J. Boucharda i Laniera stanowią ich jedyny wkład w końcowy album wydany w 1988 r.

Niestety, początkowy entuzjazm wytwórni został zgaszony po usłyszeniu efektów prac Boucharda i Pearlmana. Columbia Records skarżyła się przede wszystkim na wokalne umiejętności Alberta (na podstawie taśm demo z sesji do Imaginos, które wyciekły do Internetu – skargi nie były pozbawione podstaw), w związku z czym kolejne półtora roku spędzono na dokonywaniu poprawek mikserskich oraz wypróbowywaniu sesyjnych wokalistów. Po przesłuchaniu w 1984 r. ostatecznego rezultatu – trzynastu, trwających około 90 minut utworów – wytwórnia zdecydowała się odłożyć projekt na półkę, oficjalnie ze względu na wokal Alberta Boucharda oraz brak perspektyw komercyjnych.

Reunion, którego nie było

Temat Imaginos został ponownie podjęty w 1986 r. kiedy – nazywany przez złośliwych – „Two Öyster Cult” zawiesił swoją działalność. Albert Bouchard, który liczył na zebranie oryginalnego składu do nagrania albumu, a następnie zorganizowania trasy koncertowej, kontaktował się ze wszystkimi muzykami. Niestety, kiedy wreszcie udało mu się namówić do wzięcia udziału w projekcie swojego brata – ostatniego z oryginalnej piątki, który się wahał – Blue Öyster Cult został zreformowany w składzie: Bloom, Dharma, Lanier, Jon Rogers i Ron Riddle. Kiedy Albert zorientował się, iż nie ma najmniejszych szans na jego powrót do zespołu, ostatecznie porzucił prace nad Imaginos.

Jednak mniej więcej w tym samym czasie Sandy Pearlman ponownie zaproponował Columbia Records wydanie albumu, aczkolwiek tym razem jako kolejnego krążka Blue Öyster Cult. Wytwórnia przystała na ten pomysł i zagwarantowała producentowi niewielki budżet na dokonanie wszelkich niezbędnych nakładek oraz dogranie wokali Erica Blooma i Bucka Dharmy. Po odzyskaniu oryginalnych taśm od Alberta, Pearlman oraz  Paul Mandl i Steve Brown zajęli się oczyszczaniem, remiksowaniem taśm, a także ponownym aranżowaniem utworów. Do współpracy zaproszono całą kawalkadę muzyków sesyjnych, wśród nich Joe Satrianiego (dzięki pracy przy Imaginos gitarzysta sfinansował produkcję swojego drugiego solowego albumu – Surfing with the Alien) oraz Marca Biedermanna. Na początku 1987 r. Dharma zarejestrował wokale oraz część partii gitarowych, zaś Tommy Zvoncheck – wtedy nadal członek zespołu – zarejestrował na nowo większość klawiszy. Z kolei w 1988 r. nagrano wokale Erica Blooma. Tak późny udział obu muzyków Dharma tłumaczył w następujący sposób: „To było nasze pożegnanie. To było coś na co zgodziliśmy się z Erickiem ze względu na rodzaj szacunku, jakim darzyliśmy Sandy’ego i jego starania, które włożył w realizację Imaginos”.



Końcowy projekt ukazał się w lipcu 1988 r. Został okrojony do niespełna 60 minut, usunięto z niego dwa utwory, pozostałe pozbawiono pierwotnej chronologii, co zostało uzasadnione w adnotacjach do albumu tym, że: „historia ta to mit, w którym wszystko dzieje się w tym samym czasie”. Jako twórców wymieniono oryginalnych członków zespołu, jedenastu muzyków sesyjnych (gitarzystów, klawiszowców, wokalistów, perkusistów i basistów) oraz siedmiu gitarzystów określonych mianem „Gitarowej Orkiestry Stanu Imaginos”. Część osób biorących udział w sesjach pozostało w ogóle niewymienionych, innym przypisano niewłaściwe role.

W związku z powyższym uznawanie Imaginos za album oryginalnego Blue Öyster Cult stanowi pewne nadużycie. Udział Joe Boucharda i Allena Laniera był znikomy, Marc Biedermann twierdzi natomiast, że zagrał „na tym albumie więcej gitary prowadzącej niż Buck Dharma”. Pozostawienie muzyka sesyjnego Joeya Cerisano na głównym wokalu w The Siege and Investiture of Baron von Frankenstein's Castle at Weisseria też należy uznać za co najmniej niezrozumiałą decyzję. Komercyjnie album również okazał się porażką. Zespół – bez Joe i Alberta Bouchardów – wprawdzie wyruszył w trasę koncertową, niemniej zagranie trzech utworów z nowego krążka, w tym potworną, brzmiącą jak skrzyżowanie Eye of the Tiger z dowolnym przebojem Davida Hasselhoffa nową wersję Astronomy, trudno uznać za jakąś wielką promocję. Wytwórnia ze swojej strony nie uczyniła nic, by wesprzeć sprzedaż płyty.

W rezultacie BÖC stracili zainteresowanie ze strony Columbii i następny studyjny album z premierowym materiałem wydali – po kolejnych roszadach składu – dekadę później, w 1998 r. Natomiast prawdziwy reunion grupy miał miejsce dopiero 5 listopada 2012 r. w Nowym Jorku, podczas koncertu z okazji 40-lecia zespołu. Albert Bouchard dołączył do aktualnej inkarnacji Blue Öyster Cult wykonując utwór Death Valley Nights (premiera na żywo), Allen Lanier, od 2007 r. przebywający na muzycznej emeryturze, wykonał In Thee, zaś cała piątka pod koniec zagrała razem cztery utwory (O.D.'d on Life Itself, Career of Evil, The Red and the Black oraz oczywiście (Don’t Fear) The Reaper). Niestety, szanse na wspólny album lub pełnowymiarową trasę zostały zaprzepaszczone 14 sierpnia 2013 r., wraz ze śmiercią Allena Laniera, który zmarł w wyniku powikłań związanych z przewlekłą obstrukcyjną chorobą płuc.

***

Suplement

Imaginos wg Alberta Boucharda:

1. I Am the One You Warned Me Of (5:10)
2. Imaginos (5:57)
3. Gil Blanco County (5:07)
4. Del Rio's Song (5:42)
5. Blue Öyster Cult (7:14)
6. Les Invisibles (5:19)
7. The Girl That Love Made Blind (6:08)
8. The Siege and Investiture of Baron Von Frankenstein's Castle at Weisseria (5:36)
9. In The Presence of Another World (6:07)
10. Blue Öyster Cult (reprise) (3:48)
11. Astronomy 1984 (6:52)
12. Magna of Illusion (5:54)
13. Magna of Illusion Chorale (1:33)

Zespół:

Albert Bouchard – wokal, perkusja, gitara
Tommy Moringiello – gitara
Jack Rigg – gitara
Tommy Mandel – instrumenty klawiszowe

plus:

Jon Rogers – dodatkowy główny wokal (I Am The One You Warned Me Of)
Robby Krieger – gitara prowadząca w Blue Öyster Cult i Magna of Illusion
Phil Grande – gitara
Kenny Aaronson – gitara basowa
Thommy Price – perkusja

chórki:

Jeff Kawalik, Corky Stasiak, Helen Wheels, Glen Bell, Peggy Atkins, Casper McCloud

Imaginos wg Blue Öyster Cult:

1. I Am the One You Warned Me Of (5:04)
2. Les Invisibles (5:33)
3. In The Presence of Another World (6:26)
4. Del Rio's Song (5:31)
5. The Siege and Investiture of Baron Von Frankenstein's Castle at Weisseria (6:43)
6. Astronomy (6:47)
7. Magna of Illusion (5:53)
8. Blue Öyster Cult (7:18)
9. Imaginos (5:46)

Zespół:

Eric Bloom – główny wokal w I Am the One You Warned Me Of, In The Presence of Another World i Del Rio's Song
Albert Bouchard – gitara, instrumenty perkusyjne, główny wokal w Blue Öyster Cult
Joe Bouchard – instrumenty klawiszowe, chórki
Allen Lanier – instrumenty klawiszowe
Donald “Buck Dharma” Roeser – gitary, główny wokal w Les Invisibles, Astronomy, Magna of Illusion i Blue Öyster Cult

plus:

Tommy Morrongiello, Jack Rigg, Phil Grande – gitary
Tommy Zvoncheck – instrumenty klawiszowe
Kenny Aaronson – gitara basowa
Thommy Price – perkusja
Joey Cerisano – główny wokal w The Siege and Investiture of Baron Von Frankenstein's Castle at Weisseria
Jon Rogers – główny wokal w I Am the One You Warned Me Of i Imaginos
Jack Secret – dodatkowe wokale
Shocking U – chórki w In The Presence of Another World

Gitarowa Orkiestra stanu Imaginos:

Marc Biedermann (gitara prowadząca w I Am the One You Warned Me Of)
Kevin Carlson
Robby Krieger (gitara prowadząca w Magna of Illusion i Blue Öyster Cult)
Tommy Morrongiello
Aldo Nova
Jack Rigg
Joe Satriani (gitara prowadząca w The Siege and Investiture of Baron Von Frankenstein's Castle at Weisseria)


15 marca 2016

The Vintage Caravan/Dead Lord/Tiebreaker – Hydrozagadka 6.03.2016 r.


Hakim Krim stwierdził ostatnio, że wyglądam jak pisarz i powinienem napisać książkę. Cóż, w tym życiu już raczej powieści nie spłodzę, ale wysmęcać się w kiepskim stylu na tym blogasku owszem, mogę i zamierzam ;).

Nieczęsto zdarza się okazja do obejrzenia na żywo trzech zagranicznych zespołów w cenie, jaką obecnie trzeba zapłacić za Huntera supportowanego przez Kaatakillę (absolutnie się nie czepiam, ale chyba wiadomo o co chodzi ;)). Co zatem należy zrobić, gdy taka okazja się przytrafia? Wykorzystać ją, zwłaszcza, gdy headlinerem jest The Vintage Caravan, młody, coraz śmielej poczynający sobie zespół, udowadniający, że aby posłuchać świetnego rocka, niekoniecznie trzeba pielęgnować pamięć o klasycznych zespołach z lat ’70 ubiegłego wieku (choć to oczywiście jest równie cenne). Mniej więcej tak pomyślała niezbyt liczna grupa osób, która 6 marca 2016 r. stawiła się w warszawskiej Hydrozagadce.   

TIEBREAKER

Dodany niemal w ostatniej chwili norweski Tiebreaker najbardziej wyróżniał się z całego prezentowanego w Hydrozagadce zestawu. Przed występem udało mi się tylko przeczytać, że graja blues rocka i że jeśli lubię Blues Pills, to powinienem sobie ostrzyć ząbki. Co oczywiście uczyniłem i raczej nie na darmo. Już pierwsze takty zdradziły z jaką muzyką będzie miała do czynienia zgromadzona publiczność. Grupa czerpie garściami z klasycznego brzmienia (riff z El Macho Supreme przywiódł mi nawet na myśl Walk In My Shadow zespołu Free), doprawiając wszystko nowoczesnym szlifem. Sześć kawałków (niezbyt dużo, ale zespół ma póki co niewiele materiału do zaprezentowania) bardzo przypadło mi do gustu, w Walk Away jestem wręcz zakochany. Niestety, pod kątem charyzmy było już troszeczkę gorzej. Wprawdzie „na zdrowie” sprawdziło się jak zawsze, jednak po dłuższej chwili oglądanie Thomasa Karlsena stawało się męczące – miotał się po scenie, jakby go coś ugryzło (w dodatku przy jego posturze wyglądało to dość komicznie), tracąc przy tym kontakt z publicznością. Niemniej jednak muzycznie jestem bardzo usatysfakcjonowany i cieszę się, że miałem szansę poznać Tiebreakera (choć obecnie wolę ich w wydaniu studyjnym).

Skład

Thomas Espeland Karlsen – wokal
Eirik Wik Haug – gitara
Olav Vikingstad – gitara
Patrick Andersson – gitara basowa
Pål Gunnar Dale – perkusja

Setlista

01 Nicotine
02 Early Morning Love Affair
03 Hell
04 Walk Away
05 El Macho Supreme
06 The Getaway

DEAD LORD

Już przygotowania do kolejnego występu zwiastowały, że nastąpi muzyczny zwrot o 180 stopni. „Nabojowe” pasy, tatuaże, gitarzysta o wyglądzie Gimliego, lider przypominający egzotyczną wersję Franka Zappy i basista-piłkarz z NRD mogli oznaczać tylko kłopoty ;). Oczywiście żartuję, ale choć nie miałem przed koncertem okazji przesłuchać studyjnych dokonań Dead Lorda, to wiedziałem, iż zespół gra klasycznego hard rocka, mocno nawiązującego do dokonań Thin Lizzy (podczas koncertu okazało się, że są także naznaczeni duchem Kiss). I rzeczywiście. Wprawdzie obecnie bliżej mi jest muzycznie do tego, co zaprezentował Tiebreaker, to jednak Szwedzi o wiele skuteczniej wzięli w garść publiczność, którą bardzo szybko rozruszali. Przez tę niecałą godzinę nie miało absolutnie znaczenia to, że w zasadzie prawie wszystkie refreny i solówki są do siebie bardzo zbliżone oraz iż niektóre zachowania sceniczne były mocno kiczowate (inna sprawa, że Dead Lord ewidentnie zdawał sobie sprawę z tego, iż synchroniczne machanie gitarami i ten… „epicki pierd dymny” są raczej żenujące. Miały takie być!). Hakim Krim czarował nie tylko swoim wokalem, ale także konferansjerką, sekcja rytmiczna sprawowała się bardzo solidnie (chociaż Tobias Lindkvist na scenie żyje chyba w swoim własnym świecie), a obie gitary prześcigały się w żywiołowych zagrywkach, czego kulminacją był pojedynek pomiędzy Krimem a Hedenstormem. Zazwyczaj nie lubię tych wszelkich onanizmów, aczkolwiek – podobnie jak w przypadku Scream Makera – ta „walka” miała wiele akcentów humorystycznych. No i choć wszystko podobne i zbliżone, to jednak utwory Strained Fools, Onkalo (z którego historią warto się zapoznać) oraz Hammer to the Heart bardzo pozytywnie zapisały się w mojej pamięci i jeszcze długo chodziły mi po głowie.  

Skład

Hakim Krim – wokal, gitara
Olle Hedenstrom – gitara
Tobias Lindkvist – gitara basowa
Adam Lindmark – perkusja

Setlista

01 Because of Spite
02 Don't Give A Damn
03 Strained Fools
04 No Regrets
05 Onkalo
06 Hammer to the Heart
07 When History Repeats Itself
08 Ruins

THE VINTAGE CARAVAN

Najbardziej mi znani, a chyba najbardziej mnie zaskoczyli. Jakoś zapomniałem, że rock psychodeliczny w wykonaniu tego tria Islandczyków jest tak dynamiczny. Panowie z The Vintage Caravan pokazali przy tym, że można być bardzo profesjonalnym i jednocześnie się przy tym świetnie bawić. Szalejący na scenie Númason był iście niesamowity, z kolei okraszony diastemą uśmiech Ágústssona za każdym razem kładł mnie na łopatki (w ogóle chłopak wydaje się dość „pocieszny” ;)).

I tak przez w zasadzie cały występ, który może i był trochę krótki (chociaż zaprezentowano aż siedem utworów z nowego albumu Arrival), ale za to bardzo intensywny – w zasadzie tylko spokojniejszy Innerverse stanowił chwilę na złapanie oddechu. Zdecydowanie na plus wypadły takie kawałki jak Shaken Beliefs, Crazy Horses i Cocaine Sally, aczkolwiek w każdym z jedenastu utworów można było usłyszeć kunszt całej trójki muzyków. Właśnie, trójki – bardzo imponują mi tercety brzmiące tak, jakby w składzie był co najmniej jeszcze jeden muzyk, ukryty gdzieś za sceną. The Vintage Caravan również zaliczają się do tej kategorii – tak pełnego brzmienia mógłby im pozazdrościć nie jeden kwintet!

Na marginesie, zespół naprawdę sprawiał wrażenie zadowolonego z przebywania w Polsce, a przynajmniej Panowie na pewno ucieszyli się dowiedziawszy się jak wiele osób miało okazję ich podziwiać, gdy ostatnio byli nad Wisłą, supportując Europe. Chociaż z drugiej strony – tekst o tym, że Crazy Horses zagrają, bo jest tak fantastycznie był oczywistą ściemą (z tego co zauważyłem, utwór był grany, jeśli nie na wszystkich, to na pewno na większości koncertów trasy) ;).

Skład

Óskar Logi Ágústsson – wokal, gitara
Alexander Örn Númason – gitara basowa, wokal
Stefán Ari – perkusja

Setlista

01 Babylon
02 Craving
03 Shaken Beliefs
04 Let Me Be
05 Innerverse
06 Crazy Horses
07 Monolith
08 Cocaine Sally
09 Carousel
10 Last Day of Light
11 Expand Your Mind



***

Bardzo miłym elementem było bardzo towarzyskie “meet & greet” ze wszystkimi zespołami (chociaż Tiebreaker zdawał się być jakoś w cieniu) po ostatnim z występów. Hakimowi udało się nawet rozwiać mój dylemat odnośnie do tego, czy warto zawracać Panom Muzykom głowę swoimi wynurzeniami, jak bardzo podobał mi się ich występ (czy też, jak w wypadku mojego kumpla – jak bardzo ktoś Wam schrzanił produkcję albumu*). Okazało się bowiem, że wokalista Dead Lorda sam chętnie zagajał osoby stojące przy barze i generalnie był duszą towarzystwa. O braku pozerstwa i gwiazdorstwa niech świadczy również fakt, że personel Hydrozagadki nie omieszkał wręczyć Óskarowi szczotki i szufelki, gdy temu stłukła się butelka. Inna sprawa, że Ágústsson ochoczo posprzątał bałagan.

*żeby potem dowiedzieć się, iż dla Dead Lorda osoba odpowiedzialna za brzmienie ich krążków jest dla nich niemal bogiem :P.

PS: Pozdrowienia dla „Rushowych” Cebularzy… dla takich chwil warto chodzić na koncerty -.-".

PS2: Czym różni się headliner od supportu? Headliner nie odważy się wrzucić zdjęcia z obnażonym zadkiem ;).




1 marca 2016

The Winery Dogs/Martina Edoff - Progresja 20.02.2016 r.

Z tego, że Mike Portnoy cieszy się w Polsce niesłabnącą popularnością dość dobrze zdawałem sobie sprawę. Mało tego, mam wrażenie, że współczynnik fanów perkusisty rośnie wprost proporcjonalnie do spadku formy Dream Theater (ktoś ostrzy sobie ząbki na grę The Astonishing?). Jednak absolutnie nie spodziewałem się, że warszawski koncert The Winery Dogs – zespołu czy też supergrupy współtworzonej przez Portnoya, basistę Billy’ego Sheehana oraz wokalistę i gitarzystę Richiego Kotzena – zostanie wyprzedany. Patrząc z perspektywy czasu absolutnie przestaję się temu dziwić, chociaż pewien niedosyt jednak pozostał…

fot.: rockville.pl

Martina Edoff

Rozgrzanie publiczności przed występem głównej gwiazdy przypadło w udziale Martinie Edoff – szwedzkiej wokalistce w średnim wieku, o której przed koncertem udało mi się dowiedzieć tylko tyle, że brała udział w trzeciej edycji reality show Fame Factory (mieszanka Idola z Big Brother) oraz współpracowała z Dr-em Albanem. Udało mi się także przesłuchać jej dwóch solowych albumów – Martina Edoff z 2014 r. oraz zeszłorocznego Unity. Oba stanowią sporą dawkę hard rocka brzmieniowo i kompozycyjnie stylizowanego na lata ’80, którą owszem, można posłuchać z nieskrywaną przyjemnością, ale który absolutnie nie zostaje w pamięci. Krótko pisząc – nic nowego, ale daje radę.

Samego występu Martiny i jej grupy też pewnie nie zapamiętam na dłużej. Na niezbyt pozytywny odbiór muzyki prezentowanej przez wokalistkę i jej zespół znamienny wpływ miał niewątpliwie fakt, iż instrumenty klawiszowe były praktycznie niesłyszalne, podobnie zresztą jak gitarzysta, chociaż w jego wypadku kilka solówek przebiło się w miksie. Czyżby zatem pozostałe momenty, w których Pan wioślarz dzielnie szarpał struny nie wybrzmiały celowo? Tak czy inaczej, przez większość czasu moje uszy pieściła całkiem przyzwoita sekcja rytmiczna (jak się później dowiedziałem, basista Martiny – Nalle „Grizzly” Påhlsson – jest także basistą Theriona) oraz silny, niski i melodyjny wokal Pani Edoff (szkoda tylko, że śpiewający banały pokroju „I wanna live before I die” ;)). Cóż, być może to kwestia miejsca na widowni, w którym się znajdowałem, gdyż muszę przyznać, że zdecydowana większość publiczności zdawała się być mniej marudna ode mnie i podczas około godzinnego setu została porządnie rozruszana. Po bodajże dziesięciu utworach zespół zniknął ze sceny… w zasadzie bez ukłonu, bez słowa i bez pozostawienia we mnie jakichkolwiek większych emocji.

Setlista (przypuszczalna)

Unity
Never Let You down
The World Has Gone Mad
Spirit Of Light
Seduce Your Mind
On The Top
Caught In The Middle
Before I die
I Am Mining
Come Alive



The Winery Dogs

Niedługo potem na scenę wkroczyli ONI i od pierwszych chwil widać było, że mamy do czynienia z prawdziwymi gwiazdami – te nonszalanckie wymachy pałeczkami Portnoya, to kręcenie gitarą basową przez Sheehana, te dresy z krokiem na wysokości kolan Kotzena… ;). Na szczęście nie skończyło się na gwiazdorzeniu. Zespół zaserwował licznie zgromadzonej publiczności wybuchową mieszankę składającą się w całości z kompozycji pochodzących ze swoich dwóch płyt studyjnych – The Winery Dogs oraz Hot Streak – rezygnując z granego jeszcze w styczniu ku czci Davida Bowiego coveru Moonage Daydream (niestety) czy też repertuaru z poprzednich projektów muzyków. Postanowili „bronić” się tym co wspólnie stworzyli i wyszło im to zdecydowanie na dobre. Dominowały utwory dynamiczne, z przebojowymi Oblivion, Empire czy moim ulubionym Time Machine na czele, jednak nie zabrakło miejsca dla spokojniejszych numerów pokroju Fire (gdzie Richie sięgnął po gitarę akustyczną) czy pięknego Regret (gdzie wokalista zamienił Telecastera na stojącego nieco na uboczu Wurlitzera).

Cały występ został zagrany bardzo technicznie, każdy z muzyków imponował kunsztem jaki posiadł, jeśli chodzi o grę na swoich instrumentach, z kolei Richie Kotzen bardzo pozytywnie zaskoczył mnie brzmieniem swojego wokalu w warunkach „na żywo”, naprawdę nie spodziewałem się, że zaśpiewa aż tak dobrze! Niemniej jednak wisienką na torcie były solówki Portnoya (w tym także bębnienie po parkiecie oraz okolicznych „sprzętach”) czy zwłaszcza Billy’ego Sheehana – to co ten człowiek wyprawia z gitarą basową nie mieści się w głowie (absolutnie przestają mnie dziwić historie o sztuczce z drugim basistą chowającym się za sceną ;)). Warto również podkreślić, że całą trójkę łączy też niesamowita chemia. Widać, iż cieszy ich to co robią i że czerpią energię z reakcji publiczności.  

Jeśli miałbym wskazać jeden nieco poluzowany trybik w tej pędzącej maszynie, to chyba jednak byłby nim Richie Kotzen – spokojniejszy od pozostałych, momentami wydawał się być wyraźnie zmęczony trasą. Być może też nie czuł się najlepiej, wszak już po następnym koncercie nabawił się przeziębienia. Inna sprawa, że wpisy na jednym z najpopularniejszych portali społecznościowych dość dobitnie wskazują na to, że usposobienie Richiego odbiega od tego prezentowanego przez pozostałą dwójkę (np. wpis „W Szwecji czekając na próbę dźwięku… jeszcze dwa koncerty…” okraszony zdjęciem wyciągniętych na blacie nóg). Niemniej jednak cieszę się, że Kotzen zdaje się odbiegać od Mike’a i Billy’ego li tylko temperamentem, gdyż talentem bez wątpienia im dorównuje.

Reasumując – ogień zdecydowanie był, chociaż Richie Kotzen mógł być nieco bardziej żwawy. Tak czy inaczej, zdecydowanie nabrałem apetytu na więcej!  

Setlista

Oblivion
Captain Love
We Are One
Hot Streak
How Long
Time Machine
Empire
Fire
Think it Over
The Other Side
Bass Solo
Ghost Town
I'm No Angel
Elevate
---------------
Regret
Desire


GALERYJA ZDJĘCIOWA BIZONA: KLK!