5 grudnia 2017

Steve Hunter – Before the Lights Go Out

Poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale wydaje mi się, że w kraju nad Wisłą mało kto tak naprawdę wie, kto zacz jest Steve Hunter. Myślę natomiast, że zdecydowana większość z nas jest w stanie zidentyfikować takie postaci, jak Lou Reed, Peter Gabriel, Alice Cooper, Jack Bruce czy Aerosmith – to tylko kilku artystów, z którymi Hunter współpracował. Joe Satriani, Joe Perry, Marty Friedman czy z nieco młodszego pokolenia 2 Cellos też raczej nie należą do anonimowych muzyków – to z kolei raptem niektórzy z udzielających się na albumach solowych Steve’a. Zachwycacie się gitarą w Solsbury Hill, nie możecie usiedzieć w miejscu słuchając solówek w Aerosmithowej wersji Train Kept a Rollin’, doceniacie gitarowy kunszt na albumie Billion Dollar Babies? Za zdecydowaną większość odpowiada nie kto inny, jak właśnie Steve Hunter.

Jeśli zatem, drogi Czytelniku, nie masz pojęcia kim jest główny bohater dzisiejszego wpisu, a powyższy wstęp choć trochę Cię zaintrygował, to najnowszy i najprawdopodobniej ostatni w karierze, siódmy solowy album gitarzysty może być dobrym początkiem z muzyką Steve’a Huntera.

fot. stevehunter.com

Skąd mój pesymizm co do przyszłości muzyka? Cóż, zarówno tytuł wydanego we wrześniu 2017 r. krążka – Before the Lights Go Out – jak i jego (przyznaję, niezbyt zachęcająco i profesjonalnie wyglądająca)  okładka nie są przypadkowe. Hunter praktycznie od lat młodzieńczych choruje na jaskrę barwnikową (więcej o niej np. TUTAJ), która z roku na rok coraz bardziej postępuje, zmniejszając pole oraz jakość widzenia – obecnie do Steve’a dociera niewielka wiązka ciepłych barw, ukazując nieokreślone kształty. To właśnie jaskra zmusiła gitarzystę do zrezygnowania w 2012 r. z dużych tras koncertowych, a ostatnio znacząco utrudniła mu pracę przy specjalnie dostosowanym komputerze, za pomocą którego komponował, nagrywał oraz miksował.

Before the Lights Go Out stanowi zatem swego rodzaju pożegnanie. Nie jest to jednak przepełniona smutkiem i melancholią uroczystość, Hunter postanowił raczej, że będzie to celebracja jego kariery. Wśród dziesięciu trwających niespełna 45 minut kompozycji znajdziemy m.in. stricte rockowe kawałki, takie jak otwierające krążek On the Edge of Uncertainty, Mojo Man czy też Softtail Deuce, swym brzmieniem nawiązujące do pierwszego solowego albumu Huntera – Swept Away z 1977 r. oraz wspólnej gry Huntera z Lou Reedem czy Alicem Cooperem (tak zespołem, jak i solistą). Z kolei klimatyczny Ice Storm oraz nawiązujący do najklasyczniejszych blues rockowych kompozycji The Other Side of the Coin spokojnie odnalazłyby się wśród utworów zawartych na poprzedniej płycie Steve’a – The Manhattan Blues Project z 2013 r. Ice Storm przywodzi nawet na myśl Flames at the Dakota, zarejestrowanym właśnie na potrzeby „bluesowego projektu”. Niemniej jednak, żeby słuchaczowi nie przykrzyły się te rozmaite wariacje na temat rocka, zręcznie przeplatane są one nieco spokojniejszymi, akustycznymi kompozycjami, które ukazują prawdziwy kunszt gitarzysty, takimi jak Summer’s Eve, Cinder Block czy zwłaszcza Tienes Mi Corazón (You Have My Heart). Album wieńczy natomiast urocza jazzująca miniaturka o wymownym tytule Happy Trails. Ten jedyny słowno-muzyczny akcent płyty wyśpiewuje Karen Hunter – żona Steve’a. Niemniej jednak przysłowiową truskawką na torcie zdecydowanie stanowi mój ulubiony utwór na Before the Lights Go Out, trwający 7 minut Under the Bodhi Tree, w którym inspiracje indyjskim orientem (piękny sitar!) idealnie łączą się z bluesowym zacięciem (to solo!).

Wypadałoby jeszcze wspomnieć o pojawiających się na albumie gościach, których tym razem nie uświadczymy ani aż tak wielu, ani w zbyt wielu utworach. Są nimi Joe Satriani (pierwsze solo w Mojo Man), znany ze współpracy z Alicem Cooperem (solistą, nie w czasach Huntera) oraz z projektu Sonia Dada Erik Scott (gitara basowa w Mojo Man) oraz drugi basista Andy Stoller (obecnie współpracujący z Ann Wilson, drzewiej m.in. z Tracy Chapman, Peterem Gabrielem czy Erikiem Claptonem), który udzielił się w Under the Bodhi Tree.

Choć Before the Lights Out na pewno nie stanie się moją ulubioną płytą Steve’a Huntera – niezagrożone pierwsze miejsce zajmuje wspominany już konceptualny The Manhattan Blues Project, czyli album, który nauczył mnie, że albumy w pełni instrumentalne nie muszą być nudne – to na pewno jest to krążek, który najlepiej ukazuje wszechstronność gitarzysty. Między innymi z tego względu jest to pozycja godna polecenia. Poza tym wszystkim najważniejsza jest oczywiście wspaniała muzyka, która broni się sama.

Before the Lights Go Out:

01.   On The Edge Of Uncertainty
02.   Mojo Man 
03.   Summer's Eve
04.   Cinderblock
05.   Softtail Deuce
06.   Tienes Mi Corazón (You Have My Heart)
07.   Ice Storm
08.   Under The Bodhi Tree 
09.   The Other Side Of The Coin
10.   Happy Trails