10 listopada 2014

Buck Dharma - Flat Out

W myśl znanego powiedzenia, nie należy oceniać płyty po okładce (czy coś w ten deseń). Niestety, jedyny solowy album Donalda "Bucka Dharmy" Roesera (i jakim cudem to Eric Bloom ma żydowskie korzenie?! ;)) w przeważającej mierze brzmi tak, jak wygląda... najdelikatniej pisząc - kuriozalnie. Czy zatem siła jednostki mogła w pełni błyszczeć tylko w zespole? Kwestia ta wcale nie jest tak oczywista, jakby się mogło wydawać. Po kolei...

Grafik płakał, jak projektował

Flat Out ukazał się w 1982 r., a więc najlepszym możliwym momencie. Blue Öyster Cult wciąż wznosił się na fali sukcesu wydane w lipcu 1981 r. krążka Fire of Unknown Origin - trzy single plasowały się w pierwszej dwudziestce listy Hot Mainstream Rock Tracks, w tym napisany przez Dharmę i Richarda Meltzera Burnin' for You na miejscu pierwszym, na koncerty waliły tłumy, a sam Roeser odpowiadał za największe hity zespołu (Then Came the Last Days of May, Godzilla czy przede wszystkim (Don't Fear) The Reaper). Sesje do solowego krążka zaczęły się w 1980 r., stworzono sporo kompozycji, zatem było z czego wybierać, do współpracy poproszono świetnych muzyków i producentów (Neal Smith, Dennis Dunaway, Will Lee, Rick Downey, Richie Cannata, Bob Ludwig), zadbano nawet o teledyski dla singli promujących wydawnictwo. Niestety, nie wyszło wszystko, co mogło nie wyjść, począwszy od okładki, przez tandetne klipy, na nieco zbyt wygładzonej produkcji kończąc.

Przede wszystkim wydaje się, że Buck nie do końca wiedział, jaki album chce nagrać. Oczywiście, jak na większości solowych wydawnictw gitarzystów, prym wiedzie gitara elektryczna, która tu i ówdzie wyczynia prawdziwe cuda. Pojawia się prawdziwie punkowe zacięcie w Born to Rock, klasyczne rock 'n' rollowe brzmienia w Five Thirty-Five czy w skądinąd popowym That Summer Night, odrobina psychodelii w Your Loving Heart oraz nieprzesadzony gitarowy onanizm w Anwar's Theme. Mimo to znalazło się także miejsce dla "nie-rockowych" instrumentów, jak klarnet oraz saksofon (w Wind Weather and Storm), co stanowi bardzo miły dodatek. Niestety problemem większości wymienionych kompozycji jest to, że mają praktycznie niewpadające w ucho melodie oraz bardzo płaskie brzmienie. 

Poza tym przez większość czasu nie wiadomo dokąd dany utwór zmierza, czego najlepszym przykładem jest wspomniany już Your Loving Heart. Z jednej strony dzieło to, ze względu na swoją tematykę, jest bardzo w stylu BÖC - niewiele zespołów decyduje się pisać teksty o transplantacji serca. Z drugiej zaś strony wykonanie pomysłu leży i kwiczy, wręcz błaga o dorżnięcie. Mamy bowiem do czynienia z naiwnie tandetną, banalną, a w założeniu dramatyczną balladą opisującą moment pożegnania ukochanych - mężczyzna wkrótce umrze, chyba że znajdzie się dla niego nowe serce. Następnie utwór przechodzi w psychodelicznie dziwaczne dźwięki i jęki i chór personelu medycznego obwieszcza, że znalazł się dawca dla pacjenta - ofiara wypadku samochodowego. Oczywiście okazuje się, iż to ukochana głównego bohatera naszej pieśni. Zwieńczeniem dramatycznej historii jest ponownie miałka balladka - mężczyzna dowiaduje się, iż przeszczepione serce należało do jego ukochanej - teraz są na zawsze razem... I to wszystko ciągnie się przez ponad SIEDEM minut, a jakby tego było mało - ukazało się na singlu, czemu towarzyszy niesamowicie tandetny teledysk [WIDEO] (choć tu akurat wierzę w poczucie humoru Bucka, co potwierdza również klip to Born to Rock [WIDEO]).

Niemniej jednak na tym 38-minutowym obrazie nędzy i rozpaczy znalazłem sześć bardzo przyjemnych minut, czyli dwa utwory. Pierwszym z nich jest intrygujące i oszczędne w instrumenty Wind Weather and Storm, gdzie monotonny rytm, klarnet i saksofon stanowią świetne tło dla pięknie zharmonizowanych ścieżek wokalnych Dharmy. Drugim uroczym momentem jest cover klasycznego utworu zespołu The Fleetwoods zatytułowanego Come Softly to Me. Nie odbiega on szczególnie od oryginału, opiera się głównie na wokalizie Bucka oraz jego duecie z małżonką - Sandy. Brzmienie dopełnia delikatny akompaniament gitary akustycznej oraz instrumentów perkusyjnych. Bardzo intymne i piękne zwieńczenie (niestety) raczej nieciekawej i niewzbudzającej emocji płyty. Jako ciekawostkę natomiast można wspomnieć króciutki fragment odwróconej taśmy, który następuje po Anwar's Theme. Po odwróceniu okazuje się, że to fragment meczu ping ponga, który stanowił jednocześnie próbę dźwięku (stąd też nadany przez fanklub tytuł - Gnop Gnip).

Na zakończenie muszę jednak obronić Bucka Dharmę. Po pierwsze, udało mu się zamieścić na solowym krążku utwory, które na żadnym albumie BÖC nie miałyby racji bytu. Można dysputować, czy to dobrze, czy źle, ale ważne jest to, iż wykorzystał nadarzającą się sposobność na eksperymentowanie. Po drugie, to też nie jest tak, że Roeser się wypalił i nie skomponował niczego przyzwoitego (faktem jest, że po Fire of Unknown Origin Cult nie nagrał już nic aż tak dobrego, ale pojedyncze perełki się trafiały, przeważnie Dharma maczał w nich palce). Na Flat Out miały się ukazać Burnin' for You i Lips in the Hills (z innym tekstem, zatytułowany Hold Me Tight), oba w rezultacie trafiły na albumy Blue Öyster Cult. Pierwszy z nich, co już zostało wspomniane, okazał się wielkim hitem i do dzisiaj należy do najpopularniejszych kawałków grupy, drugi całkiem nieźle wypada na tle reszty albumu Cultösaurus Erectus z 1980 r. Po prostu Buck został przekonany do tego, iż utwory te powinien zachować dla BÖC. Uważam, że oba błyszczałyby na solowym krążku Bucka i znacząco podniosły jego noty, zwłaszcza że dema, w których Dharma gra na wszystkich instrumentach oprócz perkusji (za którą zasiadał Albert Bouchard) brzmią w zasadzie identycznie, jak wersje finalne. Tak się jednak nie stało...