19 lutego 2016

Saint Jude

Zastanawialiście się kiedyś jak brzmiałyby klasyczne rockowe zespoły, gdyby na ich czele stanęła Janis Joplin? Tak, brzmiałyby jak Blues Pills z Elin Larsson na czele, jasne. Niemniej jednak należy zwrócić uwagę na to, iż Elin nie jest jedyną kobietą, która udowadnia, że płeć piękna potrafi mieć kawał blues rockowego głosu, a Blues Pills nie są rodzynkami nawiązującymi w swojej muzyce do klasycznych brzmień Free, Led Zeppelin czy The Rolling Stones. Nie byli też pierwsi, choć wydaje mi się, że – całkowicie zasłużenie – świecą obecnie największe triumfy. Innym, wcześniejszym przykładem na to, że kobiety w rocku odnajdują się świetnie jest brytyjska grupa Saint Jude, z uroczą Lynne Jackaman na czele.

Zespół powstał w 2008 r. w Londynie, jak wspomina Lynne Jackaman w sposób „organiczny, z grupy świetnych muzyków, których połączyła miłość do muzyki”. Z nazwą podobno już nie było tak łatwo, jedyne co grupa wiedziała to to, że nie chcą zaczynać nazwy od „The” – takich zespołów było już zbyt wiele. Pewnego dnia muzycy podsłuchali dwóch staruszków, z których jeden zwrócił się do drugiego słowami: „Powinieneś porozmawiać ze świętym Judą, on pomoże rozwiązać Twoje problemy” [św. Juda Tadeusz, patron spraw trudnych (i Armenii ;))][i].

Grupa powoli wspinała się po szczeblach kariery, a ich mieszanka soulu, bluesa i rocka zaczynała zdobywać serca publiczności, a także nieco mniej szarych obywateli, jak Jimmy Page, Mick Jones czy Ronnie Wood. Ten pierwszy udzielił Lynne Jackaman kilku cennych uwag, zaś ten ostatni wystąpił z zespołym w legendarnym londyńskim 100 Club w styczniu 2010 r.



W końcu – również w 2010 r. – Saint Jude zaszyli się w Saint Claire Studio w Kentucky, gdzie w ciągu trzech miesięcy gromadzili materiał na swój debiutancki krążek, który następnie w ciągu dwóch tygodni nagrali pod okiem znanego ze współpracy z The Rolling Stones Chrisa Kimseya oraz Tony’ego Lasha. Owocem prac był wydany we wrześniu 2010 r. album – Diary of a Soul Fiend.

Zespół zaserwował słuchaczom 44 minuty muzyki podzielone na 10 utworów, których wspólnym mianownikiem jest na pewno melodia oraz pełne, bogate aranżacje. Materiał został zarejestrowany na żywo i to naprawdę słychać. W produkcji zdecydowanie nie ma miejsca na syntetyczne brzmienie, czy też zbyteczne nakładki czy zwielokrotnione wokale. Słychać prawdziwych artystów czujących swoją muzykę. Jaka to muzyka? Przede wszystkim klasyczny rock napędzany przez przebojowe riffy Adama Greena, solidną i trzymającą utwory w ryzach sekcję rytmiczną Colin Pallmer Kellog na basie – Lee Cook na perkusji, spajające wszystko i dodające sporo smaczków instrumenty klawiszowe Elliota Mortimera, a także przede wszystkim potężny, cudowny wokal Lynne Jackaman, sprawdzający się zarówno w drapieżnych, jak i bardziej stonowanych kawałkach.

Ogólnie odnoszę wrażenie, że nad całym krążkiem unoszą się dwa duchy: The Rolling Stones oraz Free. To pierwsze chyba nie powinno dziwić, skoro za produkcję odpowiadał Chris Kimsey, a Ronnie Wood nawet zagrał na gitarze w singlowym Garden of Eden. Brzmienie Free natomiast zdecydowanie słychać w grze Adama Greena, który garściami czerpie z Paula Kossoffa. Wydaje się, że u Greena – jak i zresztą było u Kossa – mniej znaczy więcej, w kompozycjach nie ma miejsca na onanizmy gitarowe, co nie znaczy, że nie ma na czym zawiesić ucha. Gitarzysta Saint Jude imponuje grą techniczną, ale zarazem emocjonalną. Także niektóre utwory przywodzą na myśl konkretne melodie z dorobku Free – rytmiczne Parallel Life jako żywo przypomina mi The Stealer, z kolei bluesowa nastrojowa ballada – tak, w ciągu tych 44 minut zespół pozwala nam odpocząć od szybkiego tempa – Down and Out musi skojarzyć się z równie poruszającym Be My Friend. Ponadto spotkałem się tez z opinią, że Lynne to żeński odpowiednik Paula Rodgersa, jednak to już zostawiam ocenie czytających te słowa, samemu przyjmując ten pogląd z chłodną rezerwą ;).

Diary of a Soul Fiend spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem i zaowocował sporym zainteresowaniem Saint Jude. W grudniu 2011 r. Classic Rock okrzyknął ich mianem „Gig of the week”, byli nominowani do nagrody Classic Rock Roll Of Honour w kategorii Najlepszy Nowy Zespół, grupa pojawiła się w niemieckim Rockpalast, wystąpiła na wielu znaczących festiwalach, w tym m.in. High Voltage czy brytyjskiej części Sonisphere. Wydawało się, że muzycy nabierają wiatru w żagle. W 2012 r. zapowiedziano pracę nad drugą płytą.

Niestety, śmierć Adama Greena 8 stycznia 2012 r., który przegrał walkę z chorobą, przekreśliła nadzieje wiązane z grupą. Wprawdzie zespół działał nadal i po kilku rotacjach składu (z założycieli pozostali jedynie Jackaman i Cook) wydano w 2013 r. EP-kę zatytułowaną Ladies & Gents, na której znalazły się cztery akustyczne wersje piosenek z Diary of a Soul Fiend oraz trzy nowe utwory, jednak o płytę długogrającą Saint Jude się nie pokusił. I już się raczej nie pokusi.      

16 czerwca 2015 r. ukazała się debiutancka EP-ka Lynne Jackaman (jako JACKAMAN), zatytułowana No Halo. Cztery utwory, szesnaście minut, stanowiące zgrabną mieszankę soulu, funku i popu – czyli stylów zdecydowanie odchodzących od tego, co prezentowało Saint Jude. Zespół wprawdzie chyba nigdy oficjalnie nie zakończył działalności, niemniej jednak ich oficjalna strona internetowa przekierowuje na Tumblr wokalistki (swoją drogą – też już nieistniejący), oficjalny Facebook grupy promuje Lynne, jej muzykę i koncerty jak tylko się da, zaś sama artystka skupia się teraz na występach na żywo oraz pracami nad debiutanckim krążkiem. Nie pozostaje zatem nic innego, jak trzymać za nią kciuki, a także sięgnąć od czasu do czasu po Diary of a Soul Fiend.





[i] Informacje zaczerpnięte z wywiadu z Lynne dla Jaskini Hard Rocka;