24 sierpnia 2017

Alice Cooper - Paranormal

UWAGA: W pewnym momencie tekstu docieram do komplementów skierowanych pod adresem tego albumu ;).

Najnowszy, już 27. studyjny album w dorobku Alice’a Coopera, nabyłem w dniu premiery. Tak już mam z tym Panem – jestem głodny jego wydawnictw. Jednak w przeciwieństwie do wzbudzającego wielkie emocje Welcome 2 My Nightmare (sequela sami-wiecie-którego-krążka, udanego muzycznie, choć niekoniecznie komercyjnie) oraz kuszącego ciekawą historią Along Came a Spider (sama płyta jest niestety najgorszą od Zipper Catches Skin…) nie rzuciłem się od razu do pierwszego odsłuchu.

Powodów ku temu było kilka. Pierwszym była odpychająca okładka, z wyzierającym z… kleksa (?)… dwugłowym Alicem (w stylizacji Mr. Furnier & Mrs. Cooper), przypominająca nieudolną próbę upiększenia w paincie świeżo wypalonego bootlega, koniecznie tego z Cincinnati Gardens, marzec 1987 r. Wprawdzie na żywo prezentuje się to lepiej, a minimalistyczna książeczka utrzymana w bieli i okraszona krwawo-czarnymi plamami oraz obowiązkową „paranormalną” czcionką wygląda zgrabnie, no ale nie…Stworzyć bardziej odpychającą okładkę od Alice Does Alice (KLIK) to naprawdę trzeba umieć. Kolejna rzecz to dochodzące – dość obficie – informacje prasowe, w których Autor obwieszczał, że stworzył album klimatem nawiązującym do klasycznego krążka Killer. Cały czas mam w głowie Steve’a Lukathera, który ekscytował się, że Toto XIV (KLIK) to prawdziwy następca Toto IV (KLIK). Takie zapewnienia nigdy się nie sprawdzają. Kolejna obawa to nie tyle zrezygnowanie z albumu konceptualnego, co informowanie w wywiadach, że celem było po prostu nagranie dobrych piosenek i przyjmowanie ich także z zewnątrz. Nie brzmiało to dobrze. Ostatni zarzut to pełna współpraca z kontrowersyjnym szwedzkim gitarzystą i producentem Tommym Denanderem. Koniec końców przemogłem się i jak to zwykle bywa – nie żałuję ani chwili ;).



Wydawać  by się mogło, że tych chwil było całkiem sporo, bowiem Paranormal został wydany w obowiązkowej wersji 2 CD, z zasadniczą częścią albumu na pierwszym krążku oraz z drugą płytą wypełnioną dwoma kolejnymi utworami studyjnymi i sześcioma koncertowymi klasykami. Szybko jednak można znaleźć uzasadnienie dla takiej szczodrości wydawniczej – Paranormal w edycji jednokrążkowej trwałby zaledwie 34 minuty, co pewnie byłoby niemiłą niespodzianką dla wygłodniałych fanów, biorąc pod uwagę szeroko zakrojoną przez Ear Music kampanię promocyjną oraz fakt, że to pierwszy – nie licząc albumu Hollywood Vampires – studyjny album Alice’a od pięciu lat. Inna sprawa, że nie bardzo rozumiem zamieszczenie studyjnych Genuine American Girl oraz You and All Your Friends razem z kawałkami koncertowymi. Można by wprawdzie argumentować, że te dwa utwory, nagrane przez wszystkich żyjących członków zespołu Alice Cooper, ale  z drugiej strony kolejna taka kompozycja – Rats – znajduje się na CD 1. Dobrze, co jednak możemy usłyszeć na obu krążkach?

Na wstępie wypada zaznaczyć, że jeśli liczyliście, że Paranormal to owoc pracy ostatniego (swoją drogą już dosyć stałego) składu koncertowego Alice’a Coopera, to od razu możecie przejść do kompozycji koncertowych. Produkujący płytę Bob Ezrin ma wszak tendencję do sięgania do mnóstwa rozmaitych muzyków i nie inaczej jest tym razem, jednak da się spokojnie wydzielić skład podstawowy: Alice Cooper (wokal, harmonijka), Tommy Henriksen (gitara, chórki, efekty dźwiękowe – jedyny, który przedarł się ze składu koncertowego), Tommy Denander (gitara, chórki), Jimmie Lee Sloas (gitara basowa), Larry Mullen z U2 (perkusja) oraz Bob Ezrin (instrumenty klawiszowe, chórki). Grupa ta zostaje tu i ówdzie wsparta przez plejadę gości, od tych światowego kalibru, jak Roger Glover czy Billy Gibbons, przez tych ważnych w historii Alicji – Michael Bruce, Dennis Dunaway, Neal Smith, Steve Hunter, po tych znanych wyłącznie tym, którzy zgłębiają rozmaite aktywności wokalisty i członków oryginalnego zespołu – tę grupę reprezentuje Nick Didkovsky, odpowiedzialny za serię koncertów, podczas których wykonywano w całości debiutancki album Alice Cooper – Pretties for You.

Paranormal to krążek ze wszech miar rock ‘n’ rollowy i pod tym względem zdecydowanie rozumiem przywoływanie Killera. Nie ma tu miejsca na przesadną produkcję i orkiestracje znane z obu części „Koszmaru”, całość jest bezpośrednia i bezpretensjonalna i tak naprawdę jedynie zbyt wygładzona produkcja sprawia, że tego albumu nie można pomylić z krążkiem z lat ’70. Ciekawe jest też to, że możemy usłyszeć więcej naturalnego głosu Alicji, co na poprzednich albumach zdarzało się tylko w pojedynczych utworach (jak np. Killed By Love czy Zombie Dance).  Od schematu czystego rockowego szaleństwa wyłamują się nieco – notabene, chyba najlepsze na Paranormal – otwierający utwór tytułowy oraz zamykający pierwszy dysk, tajemniczy i przestrzenny The Sound of A. Pierwszy z nich to typowy Alice Cooper, metafizyczny tekst o tym, jak zmarły próbuje z zaświatów dać ukochanej osobie znak swojej obecności, okraszony bombastycznymi gitarami i ciekawymi zmianami tempa. Miło również móc usłyszeć Danny’ego Rogera Grovera Glovera, którego partie wzbogacają brzmienie. Drugą kompozycję przyniósł ze sobą Dennis Dunaway i wedle relacji jest to pierwszy utwór napisany przez Vincenta Damona Furniera, zanim objawił się światu jako Alice. Sam Cooper, gdy usłyszał demo, był podekscytowany znajomym brzmieniem, choć myślał, że to utwór napisany przez Dunawaya. Trzeba przyznać, że dzięki dodaniu organów i intrygującej partii syntezatora, a także sposobowi zaśpiewania, The Sound of A rzeczywiście brzmi jak dawno zaginiony, ale także o wiele bardziej dopracowany, utwór z Pretties for You.

Ogólnie, słuchając Paranormal i analizując źródło poszczególnych kawałków, można dojść do przekonania, że Dennis Dunaway to sekretna broń i siła napędowa tego albumu. Nie tylko bowiem zagrał w trzech kompozycjach oryginalnego składu (gdzie zmarłego Glena Buxtona dzielnie zastępował Steve Hunter), nie tylko przypomniał Alice’owi o kapitalnym The Sound of A, w którym zresztą zagrał i który współaranżował, ale także dorzucił jeszcze jeden solidny utwór w postaci dynamicznego Fireball, planowanego na drugi album Dennis Dunaway Project, który ostatecznie ukazał się na solowej płycie Ricka Tedesco, w o wiele bardziej bezpłciowej wersji [KLIK]. Skoro już mowa o fragmentach albumu, gdzie pojawiają się razem wszyscy żyjący członkowie zespołu Alice Cooper, to na największą uwagę zasługuje chyba kompozycja Neala Smitha – Genuine American Girl (luźno oparta na utworze Red Blooded American Girl grupy Smitha Flying Tigers z 1979 r.) – choć odnotować trzeba, że dopiero zmiana tekstu z historii o amerykańskiej lasce na tekst wyśpiewywany z perspektywy owej dziewczyny sprawia, że czuć prawdziwą moc i klimat Alicji. Rats to z kolei kawał klasycznego, nastawionego na zabawę rocka, zaś o You and All of Your Friends można śmiało zapomnieć po wybrzmieniu jego ostatniej nuty.

Kolejnymi solidnymi utworami są singlowy Paranoiac Personality (basowe intro jest cudne) oraz dynamiczna opowieść o wyścigu kapeli z samym Lucyferem w postaci Dynamite Road. Na uwagę zasługuje również wzbogacony o sekcję dętą utwór Holy Water, cover kawałka wydanego w 2016 r. przez rockowo-hiphopową kapelę The Villebillies [KLIK]. Cooper zmienił tekst tak, by pasował pod jego zawodową personę, zaś oryginalnie rapowaną sekcję zamienił na natchnioną przemowę kaznodziei. Pozostała część (mniej więcej połowa?) zawartości obu płyt jest mniej lub bardziej, ale jednak nijaka.

Właśnie, teksty. To chyba najsilniejszy aspekt Paranormal. Alice Cooper, gdy nie zajmuje się tworzeniem albumów konceptualnych lub pisaniem z Desmondem Childem hitów w stylu Poison, tworzy piosenki, które w kilka minut opowiadają zamknięte historie. Na najnowszym krążku słychać to dość wyraźnie. Oczywiście większość z tych opowieści jest nasycona typowym dla kompozytora humorem, jak we wspomnianym Genuine American Girl (I do my hair, I paint my nails, It pours outside in never fails…), czy Dynamite Road, gdzie podmiot liryczny nie przeklina Diabła za to, że wszyscy członkowie jego zespołu zginęli, lecz za zniszczenie jego ukochanego samochodu. Ponadto wierni fani Alicji mogą rozkoszować się licznymi nawiązaniami do przeszłych lat, tymi bardziej bezpośrednimi (I was a Billion Dollar Baby in a diamond dress, Now I’m a dirty Desperado and a steaming mess, She Drives Me Nervous as a cat on a hot tin roof, She’s like a dirty cup of Poison tthat I can’t refuse), jak i bardziej subtelnymi (Dead Flies ma nie tylko tekst, który śmiało możemy określić mianem Generation Landslide XXI wieku – linijka And your phone knows more about you than your daddy or your mother jest wybitna – ale także da się go mniej więcej zaśpiewać na melodię małego klasyka z Billion Dollar Babies. Przypadek? Nie sądzę).

Fani obecnego składu koncertowego Alicji mają okazję usłyszeć go w akcji w sześciu utworach zarejestrowanych 6. maja 2016 r. podczas występu w Columbus, stan Ohio. Kawałki te brzmią świetnie, aczkolwiek w kontekście licznych wypowiedzi Coopera, że on już nagrywa dla swoich fanów, a nie w celu pozyskania nowych wielbicieli, można było się pokusić o dawno niegrane, a odświeżone podczas tego samego koncertu  Public Animal #9, Is It My Body?, Long Way to Go, Halo of Flies, Guilty czy Cold Ethyl. O, proszę, nawet też uzbierałem sześć piosenek. Tymczasem, otrzymujemy grane nieskończoną liczbę razy hity, z których Under My Wheels jest chyba tym najmniej znanym…

Tytułem podsumowania, gdyż już zdecydowanie za bardzo się rozpisałem: Paranormal na pewno nie jest dziełem przełomowym, ale też zapewne nie miał nim być. Alice Cooper od The Last Temptation z 1994 r. nie wydał albumu zaskakującego, wydawał natomiast krążki solidne. Taka jest również ta płyta – bezpretensjonalna, rockowa, słyszy się na niej dobrą zabawę twórców. Myślę też, że jest to najlepsza produkcja ze stajni Coopera od czasów Dirty Diamonds, po nieudanym Along Came a Spider i nieco przekombinowanym Welcome 2 My Nightmare Coop potrzebował chyba właśnie takiej odmiany. Zdają się to też potwierdzać bardzo dobre wyniki sprzedaży na całym świecie.




Paranormal

CD 1
Paranormal

Gitary - Tommy Henriksen, Tommy Denander
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Roger Glover
Instrumenty klawiszowe - Bob Ezrin
Instrumenty dęte - Jeremy Rubolino
Wokal wspomagający - Tommy Henriksen

Dead Flies
Gitary - Tommy Henriksen, Tommy Denander
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Jimmie Lee Sloas
Wokal wspomagający - Tommy Henriksen

Fireball
Gitary - Tommy Denander, Tommy Henriksen, Nick Didkovsky
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Dennis Dunaway
Organy - Bob Ezrin

Paranoiac Personality
Gitary - Tommy Henriksen, Tommy Denander
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Jimmie Lee Sloas
Wokal wspomagający i instrumenty perkusyjne - Tommy Henriksen
Efekty dźwiękowe - Tommy Henriksen, Bob Ezrin

Fallen In Love
Gitary - Billy Gibbons, Tommy Denander, Tommy Henriksen
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Jimmie Lee Sloas
Wokal wspomagający - Tommy Henriksen

Dynamite Road
Gitary - Tommy Denander, Tommy Henriksen
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Jimmie Lee Sloas
Wokal wspomagający, instrumenty perkusyjne i efekty dźwiękowe - Tommy Henriksen

Private, Public Breakdown
Gitary - Tommy Denander, Tommy Henriksen, Parker Gispert
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Jimmie Lee Sloas
Wokal wspomagający - Tommy Henriksen, Bob Ezrin, Parker Gispert, Alice Cooper

Holy Water
Gitary - Tommy Denander, Tommy Henriksen, Steve Hunter
Perkusja - Larry Mullen
Gitara basowa - Jimmie Lee Sloas
Instrumenty dęte - Jeremy Rubolino, Adrian Olmos, Chris Traynor
Wokal wspomagający - Demi Demaree, Tommy Henriksen, Johnny Reid

Rats
Gitary - Tommy Henriksen, Michael Bruce, Tommy Denander
Perkusja - Neal Smith
Gitara basowa - Dennis Dunaway
Wokal wspomagający, instrumenty perkusyjne i efekty dźwiękowe - Tommy Henriksen
Instrumenty klawiszowe - Bob Ezrin, Tommy Henriksen

The Sound Of A
Gitary - Tommy Denander, Tommy Henriksen, Nick Didkovsky
Perkusja - Larry Mullen Jr
Gitara basowa - Dennis Dunaway
Organy - Bob Ezrin
Efekty dźwiękowe - Tommy Henriksen
Wokal wspomagający - Demi Demaree, Tommy Henriksen, Johnny Reid

CD 2

Genuine American Girl
Gitary - Michael Bruce, Tommy Denander, Steve Hunter
Perkusja - Neal Smith
Gitara basowa - Dennis Dunaway
Instrumenty klawiszowe, wokal wspomagający - Bob Ezrin

You And All Your Friends
Gitara prowadząca - Steve Hunter
Gitary - Tommy Denander, Michael Bruce, Nick Didkovsky
Perkusja - Neal Smith
Gitara basowa - Dennis Dunaway
Wokal wspomagający - Tommy Henriksen, Bob Ezrin

Columbus, OH, 6 maja 2016 r.: No More Mr. Nice Guy, Under My Wheels, Billion Dollar Babies, Feed My Frankenstein, Only Women Bleed, School’s Out
Gitary - Ryan Roxie, Nita Strauss, Tommy Henriksen
Perkusja - Glen Sobel
Gitara basowa - Chuck Garric

Wokal wspomagający - wszyscy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz