11 września 2014

Queen: Live at the Rainbow ‘74

Rok 1974. Freddie Mercury nie posiada jeszcze charakterystycznego wąsa, nie biega po gigantycznej scenie w białych dresach i żółtej kurtce, pod koniec występu nie przywdziewa korony w blasku gigantycznych reflektorów. Pod sceną nie zasiada dodatkowy klawiszowiec, publiczność nie klaszcze do Radio Ga Ga oraz nie odśpiewuje chóralnie We Will Rock You oraz We Are the Champions zwiastujących koniec występu. Ba, prawdopodobnie w głowie Freddiego nie zrodził się jeszcze pomysł na Bohemian Rhapsody. Co zatem jest? Czterech utalentowanych, młodych muzyków, którzy w odważnych strojach (Mercury na przykład – według projektantki Zandry Rhodes – przywdział kreację, która pierwotnie miała być suknią ślubną) i przy oszczędnym, aczkolwiek misternie zaplanowanym, wykorzystaniu świateł serwują zgromadzonej publiczności prawdziwą hardrockową ucztę.


Koncerty z Rainbow (zwłaszcza listopadowy) mogliśmy we fragmentach oglądać i słuchać już wcześniej. Jednak nigdy w tak doskonałej jakości obrazu i dźwięku. Stała ekipa Queen – Justin Shirley-Smith, Joshua J. Macrae i Kris Fredriksson – nie zawiodła i tym razem, dzięki czemu możemy delektować zmysły (zmysł smaku lepiej odpuścić). Co prawda, jeśli chodzi o płyty CD, to odnoszę wrażenie (i to nie tylko moja opinia), że marcowy występ posiada lepszą jakość od listopadowego, któremu brakuje trochę głębi i przestrzeni (choć i tak brzmi lepiej niż np. tragicznie zmiksowane Live Killers). Dziwi to o tyle, że w założeniu koncert z trasy Queen II miał być dodatkiem do tego z tournee Sheer Heart Attack. Na szczęście wersja 5.1. na DVD wbija już w fotel. Warto także odnotować, że z wersji audio koncertów nie wycięto zapowiedzi utworów, co w obecnych czasach jest normą. Miły gest, który po raz kolejny oddaje ducha i potęguje magiczny klimat występu.



Wszelkie obróbki dźwięku na nic by się zdały, gdyby sam zespół nie był w wyśmienitej formie. Był. Queen w 1974 r. grał z młodzieńczą werwą, pewnością siebie i swego rodzaju agresywnym buntem. Wystarczy wsłuchać się w harmonie śpiewane przez Rogera Taylora. Całość jest drapieżna, niewygładzona, a mimo to niepozbawiona typowego dla grupy kunsztu. Po raz pierwszy od 40 lat na oficjalnym albumie koncertowym Queen miały szansę zaistnieć utwory, dla których w późniejszym okresie zabrakło miejsca w setliście, bądź zostało ono ograniczone do zaledwie dwuminutowych fragmentów. Oba wykonania White Queen zachwycają chyba jeszcze bardziej niż wersja BBC tej piosenki, z kolei listopadowe Flick of the Wrist, czy też medley w postaci In the Lap of the Gods/Killer Queen/The March of the Black Queen/Bring Back That Leroy Brown zniewalają energią, która zresztą obecna jest przez CAŁOŚĆ OBU KONCERTÓW. Jednak prawdziwą perłę w koronie stanowi zagrany w marcu The Fairy Feller’s Master-Stroke, kawałek, co do którego chyba nawet nie przypuszczano, że został przetransferowany na scenę.



Wspaniałą robotę wykonali także ludzie odpowiedzialni za odświeżenie obrazu oraz montaż. Nie tylko uzyskano najlepszą z możliwych jakość wideo, ale także wykorzystano wiele alternatywnych ujęć, nieobecnych na wcześniejszym wydaniu VHS. Oczywiście, nie udało się wyeliminować pojawiających się tu i ówdzie „smug” światła i kilku innych zakłóceń, ale… może to i nawet lepiej? Całkiem zgrabnie wyszło również menu - neon Queen Live at the Rainbow '74 na tle koncertowych świateł, a pod spodem menu stylizowane na szyld starego kina/teatru. Pisząc o stronie wizualnej wydawnictwa niemalże nie wypada nie wspomnieć o wielkim przebudzeniu nadwornego grafika zespołu – Richarda Graya – który po żenujących okładkach Rock Montreal, The Cosmos Rocks, Live in Ukraine oraz Live in Budapest, wreszcie zaprezentował schludny i nietuzinkowy projekt. Czapki z głów!



Czy zatem jest to produkt idealny, bez żadnych wad? Oczywiście, że nie, dla chcącego nic trudnego i pewne mankamenty naturalnie można odnaleźć. Podstawowy zarzut to niewydanie na rynku europejskim boxu 2 CD + DVD, co jest tym bardziej niezrozumiałe, że jakoś koncerty z Budapesztu i Ukrainy ukazały się w takim formacie i sprzedawały naprawdę dobrze. Książeczki również pozostawiają trochę do życzenia, gdyż składają się wyłącznie ze zdjęć, nie zawierając absolutnie żadnej treści. Rozumiem, że wszelkie smaczki zachowano dla wersji z 60-stronicową książką, aczkolwiek podstawowe informacje powinna zawierać każda z wersji wydawnictwa. Dość zabawne jest też nieco wymuszone rozbicie poszczególnych utworów na części, jakby zespół bał się, że nikt nie kupi koncertowej płyty złożonej z 13 zamiast 17 utworów. Pewnie, 35-sekundowe „Drum Solo” prezentuje się o wiele lepiej. Jak widać, te „defekty” Live at the Rainbow są może nie tyle naciągane, co po prostu mało znaczące, niewpływające na odbiór artystyczny. Rzecz jasna sam koncert też nie jest perfekcyjny (choć moim zdaniem jest bardzo bliski perfekcji). Od czasu do czasu Brianowi i Johnowi omsknie się ręka, Roger pogubi się za swoim zestawem, a Freddie nie trafi czysto w dźwięk, ekipa techniczna za późno włączy światło punktowe, obrazowi – o czym wspominałem – też czasem sporo brakuje do full HD, niemniej jednak… to dobrze, całość wypada przez to o wiele bardziej autentycznie, oddaje klimat tamtych nocy.



Live at the Rainbow ’74 zdecydowanie nie jest przeznaczony tylko dla zagorzałych fanów Queen. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów muzyki rockowej. Gdyby Rainbow ukazał się 40 lat temu (a były takie plany), dziś miałby taki sam klasyczny status, jak Made in Japan Purpli. Wydany w 2014 r. pozwala przypomnieć niektórym osobom, w tym przede wszystkim Brianowi Mayowi i Rogerowi Taylorowi, iż Królowa to nie tylko największe hity z lat ’80 i wąsaty wokalista w żółtej kurtce, ale także rock and rollowy koktajl z lat ’70. Teraz pozostaje czekać na Houston ’77, Hammy ’75 i ’79… Po raz pierwszy od bardzo dawna Queen Productions sprawiło, iż wierzę, że to nie jest oczekiwanie na cud… 


CD 1 (Trasa Queen II, Marzec '74):

  1. Procession
  2. Father to Son
  3. Ogre Battle
  4. Son and Daughter
  5. Guitar Solo
  6. Son and Daughter (reprise)
  7. White Queen (As It Began)
  8. Great King Rat
  9. The Fairy Feller's Master-Stroke
  10. Keep Yourself Alive
  11. Drum Solo
  12. Keep Yourself Alive (reprise)
  13. Seven Seas of Rhye
  14. Modern Times Rock 'n' Roll
  15. Jailhouse Rock/Stupid Cupid/Be Bop A Lula
  16. Liar
  17. See What a Fool I've Been
CD 2 (Trasa Sheer Heart Attack, Listopad '74)
  1. Procession
  2. Now I'm Here
  3. Ogre Battle
  4. Father to Son
  5. White Queen (As It Began)
  6. Flick of the Wrist
  7. In the Lap of the Gods
  8. Killer Queen
  9. The March of the Black Queen
  10. Bring Back That Leroy Brown
  11. Son and Daughter
  12. Guitar Solo
  13. Son and Daughter (reprise)
  14. Keep Yourself Alive
  15. Drum Solo
  16. Keep Yourself Alive (reprise)
  17. Seven Seas of Rhye
  18. Stone Cold Crazy
  19. Liar
  20. In the Lap of the Gods... Revisited
  21. Big Spender
  22. Modern Times Rock 'n' Roll
  23. Jailhouse Rock
  24. God Save the Queen
DVD/Blu-Ray (Trasa Sheer Heart Attack, Listopad '74) set jak na CD 2 + bonus (Marzec '74):
  1. Son and Daughter
  2. Guitar Solo
  3. Son and Daughter (reprise)
  4. Modern Times Rock 'n' Roll

5 września 2014

Paul Rodgers - Live at Hammersmith Odeon '09

Ostatnio w moim ulubionym sklepie internetowym trafiłem na kolejną fantastyczną przecenę – z niemal stu złotych na niecałe 35 zł. Pomyślałem sobie – czemu nie, jak na trzypłytowe, deluxowe wydawnictwo koncertowe nie jest źle. Zresztą taniej już nie będzie, skoro cena tej samej płyty na allegro waha się od 100 do 125 zł. W ten oto sposób w moje łapska wpadł kolejny koncert Paula Rodgersa – Live at Hammersmith Apollo ’09.


Piękny, tekturowy (a więc podatny na kontuzje) digipack okazał się być dziełem Concert Live – młodej wytwórni specjalizującej się w natychmiastowej dystrybucji albumów koncertowych. Na czym to polega? Występ artysty jest nagrywany przez inżynierów dźwięku, poszczególne płyty natychmiast wypalane i pakowane w przygotowane wcześniej pudełka (włącznie z okładką, etc.). Tym samym po wyjściu z koncertu widz mógł od razu zakupić gotową pamiątkę. Oczywiście, żeby biznes się kręcił, wydawnictwa te trafiają również do powszechnego obrotu.

W związku z powyższym próżno było szukać jakiejkolwiek książeczki w moim pięknym pudełeczku. To dość duży minus, mimo że to nie wkładka zdobi brzmienie, czy cośtam. Tak naprawdę, gdyby Paul nie przedstawił zespołu, słuchacz nieposiadający ambicji poszukiwacza nie wiedziałby nawet, kto grał. Mając na uwadze ten sposób wydawniczy, po trzeciej (bonusowej) płycie też nie spodziewałem się wiele. Miałem rację – krótka, nic niewnosząca wstawka z prób, dość miałkie wywiady z publicznością (te na Live in Glasgow były o wiele bardziej produktywne), kilkanaście zdjęć z dnia koncertu i… tyle. Nie pokuszono się o rozmowę z Paulem czy resztą zespołu.

Przejdźmy jednak do treści, czyli samego występu. To, co się chwali Concert Live, to pewność uchwycenia chwili taką, jaka była, bez nakładek, bez post produkcji. Mamy możliwość usłyszenia niemal całego (ostatni bis – The Hunter – nie znalazł się na albumie) koncertu takim, jaki był. To jest bez wątpienia piękne. I tu muszę powiedzieć jedno – szacunek dla Paula, który nie zrezygnował z tego wydawnictwa mimo kłopotów z gardłem, które były słyszalne już po kilku piosenkach. Niemniej jednak, chory Paul Rodgers to nie chory Justin Bieber, mimo problemów poradził sobie doskonale, a nawet zyskał trochę chropowatości z lat ’70 ;). Niestety przez te kłopoty występ został skrócony do ok. 80 minut, ku niezadowoleniu fanów (inna sprawa, że nie przypominam sobie, kiedy ostatnio Paul grał jakoś o wiele dłużej). Wszystko jednak zrekompensowała setlista i zaproszeni goście…

Rodgers ma to do siebie, że podczas swoich solowych koncertów rzadko wychodzi poza kanon „zagram największe przeboje Free, Bad Company i [jeden] The Firm”. Nic zresztą dziwnego, skoro większość ludzi właśnie tego od niego oczekuje. Niemniej jednak wokalista ma w sobie tyle sprytu, że potrafi urozmaicić dobór hitów, zwłaszcza podczas rejestrowania materiału do potencjalnego CD/DVD. Tak było na Live in Glasgow, gdzie pojawił się nowy utwór Warboys oraz dawno niegrany Radioactive czy I Just Wanna See You Smile, tak samo stało się w Hammersmith. Obok klasyków pokroju All Right Now, Wishing Well i Shooting Star znalazły się takie perły, jak Voodoo (grany na żywo przez Queen + Paul Rodgers raptem sześć razy <sic!>), zdaniem Paula grany po raz pierwszy na żywo, semi-akustyczny utwór Free – Soon I Will Be Gone (to nie do końca prawda – KLIK), zapomniany solowy Saving Grace, czy cover Hendrixa – Little Wing.

Niezwykłości wydarzenia dopełnił fantastyczny skład. Do weteranów Howarda Leese’a (gitara) i Lynna Sorensena (gitara basowa, wokal) dołączył inny wteran – Simone Kirke (perkusista Free i Bad Company) oraz zaproszeni goście – Deborah Bonham (siostra Johna Bonhama z Led Zeppelin, której solową płytą już się tu podniecałem – KLIK ;)), która stworzyła z Paulem magiczny duet w Be My Friend, a także Mick Ralphs, który zagrał na gitarze w pierwszym przeboju Bad Company, czyli Can’t Get Enough.

Reasumując, Live at Hammersmith Apollo to koncert ciekawy i bardzo „prawdziwy”, doskonały następca Live in Glasgow. Myślę, że już dla samego duetu z Deborah Bonham warto mieć ten krążek, a przecież pojawiły się także smaczki w postaci Micka Ralphsa, Voodoo czy Soon I Will Be Gone. Niemniej jednak zdecydowanie warto poczekać na stosowną przecenę, gdyż allegrowe 115 - 125 zł, a nawet sklepowe 99,99 zł to jednak – delikatnie mówiąc – lekka przesada. Zwłaszcza, że jak na limitowaną wersję, produkt jest dość powszechnie dostępny ;).

Na koniec perła tamtego wieczoru, niestety nagrywana ziemniakiem z publiczności.
https://www.youtube.com/watch?v=b3Miwpz1RCM

Setlista (zgodnie z tym, co widnieje na pudełku):

CD 1:

Walk in My Shadow
Fire & Water
Pony
Soon I Will Be Gone
Stealer 
Voodoo
Pack
Wishing Well
Satisfaction Guaranteed

CD 2:

Be My Friend
Rock ‘N’ Roll Fantasy
Shooting Star
All Right Now
Saving Grace
Can’t Get Enough
Little Wing

CD 3:

Behind the Scenes/Fan Interviews/Photo Gallery

Skład (ze słuchu + własny research):

Paul Rodgers – wokal
Simon Kirke – perkusja
Howard Leese – gitara
Kurtis Dengler - gitara
Lynn Sorensen – gitara basowa
------
Deborah Bonham – wokal w Be My Friend
Mick Ralphs – gitara w Can’t Get Enough