Muzykujące
dzieci znanych artystów mają niewątpliwie łatwiej, zarówno pod kątem
finansowym, jak i organizacyjnym, bywa też tak, że mają nieograniczony dostęp
do znanych znajomych rodzica, a w swej twórczości wprost nawiązują (kopiują?)
do dokonań znanej mamy czy znanego taty. Muzykujące dzieci znanych artystów
miewają też zdecydowanie trudniej w sytuacji, gdy ich twórczość w założeniu nie
ma być zwykłą fanaberią i odcinaniem kuponów od nieswojej sławy. W tym drugim,
trudnym wariancie mógł się znaleźć zespół CO-OP pod wodzą Dasha Coopera. Mógł,
lecz się nie znalazł, ponieważ debiutancki krążek formacji jest naprawdę
świetny, w oderwaniu od całej rodzinnej otoczki, która mogłaby mu towarzyszyć.
Wyjaśnijmy jednak to, co wprawnemu oku wydaje się już dość oczywiste – CO-OP to (obecnie) tercet z Phoenix w Arizonie, który tworzą: wspomniany już Dash Cooper (wokal), Jeremy Tabor (gitara) oraz Justin Swartzentruber (gitara basowa). Tak, Dash jest synem Alice’a Coopera, nazwa zespołu i zarazem tytuł debiutanckiego albumu to zręczna gra słów odnosząca się do kooperacji („co-operation”), ale i do przydomka ojca i syna („Coop”), a na krążku można usłyszeć po jednym utworze z gościnnym udziałem Alice’a i jego sławnego kolegi – Joe Perry’ego, o czym oczywiście obwieszcza spora naklejka umieszczona bezpośrednio na pudełku (dlaczego nie na folii?). Oprócz tego zespół niewątpliwie skorzystał na promowaniu syna w audycji radiowej ojca (swoją drogą, jeśli nigdy nie słyszeliście „Nights with Alice Cooper, to serdecznie polecam!), możliwości supportowania takich zespołów jak Mötley Crüe, Hollywood Vampires czy Kiss oraz na dostaniu się pod skrzydła EMP Label Group, czyli wytwórni Davida Ellefsona z Megadeth. Niemniej muzycznie jest to zdecydowanie samodzielna i doskonale brzmiąca jednostka, czerpiąca inspiracje od najlepszych, ale posiadająca własny wypracowany styl.
Choć
muzyka CO-OP swe korzenie czerpie z klasycznego rocka, to jednak słuchając
debiutanckiego albumu grupy mamy możliwość zanurzyć się przede wszystkim w
brzmieniach stonerowych i grunge’owych, z mnóstwem ciężkich riffów, ale także
rytmu i melodii. Dlatego też pierwsze skojarzenia muzyczne to bardziej
Soundgarden i Alice in Chains, a nie Alice Cooper czy Aerosmith. Jest też
oczywiście dość klasycznie, gdyż zespół proponuje 10 utworów trwających łącznie
nieco ponad 48 minut, z czego najkrótszy Overdrive
trwa niewiele dłużej niż 3,5 minuty, a najdłuższy Sleep niespełna 7 minut.
Jeśli
zastanawiacie się czy wokal Dasha Coopera przypomina brzmieniem bądź techniką
śpiew jego taty, to uspokajam, że nic z tych rzeczy. Najdobitniej dowodzi tego
utwór Old Scratch, w którym Dash
prezentuje swój silny, głęboki i lekko zachrypnięty głos, a uzupełniany jest
przez klasycznego Alice’a, doskonale wcielającego się w postać znaną z jego
albumów. Swoją drogą bardzo zmyślnym pomysłem było, żeby Cooper Senior
zaśpiewał piosenkę razem z Cooperem Juniorem i aby to Dash zdominował cały
utwór. Jest to na pewno ciekawsze, niż oddanie pola Alice’owi, gdyż w takim
wypadku otrzymalibyśmy po prostu kolejny utwór Alice’a Coopera tyle, że z nowym
zespołem wspomagającym. A tak, Old
Scratch jest czymś zupełnie innym, świeżym i nowym. Podobnie zresztą jest w
Howl, na którym Joe Perry zagrał
chyba najcięższe partie gitary od lat.
Niemniej,
w mojej ocenie najsilniejszymi momentami krążka są utwory niezawierające gości,
a w każdym razie gości specjalnych. Wprawny Czytelnik zauważył bowiem zapewne,
że CO-OP jest obecnie tercetem z wakatem na stanowisku perkusisty. Tym samym
udział muzyków niebędących formalnie członkami zespołu okazał się niezbędny. Co
ciekawe, nie zdecydowano się na różnych perkusistów, we wszystkich dziesięciu
kawałkach możemy usłyszeć jednego człowieka, w osobie Marka Savale’a, który notabene jest współkompozytorem 90 %
materiału. Jak na ironię wydaje mi się też najsolidniejszym instrumentalistą z
całego składu, gra potężnie, ale i finezyjnie, nie tracąc przy tym rytmu, co
perkusistom stonerowym jednak się zdarza, zwłaszcza przy dłuższych
kompozycjach. Oczywiście nie jest tak, że nie doceniam właściwego składu.
Jeremy Tabor świetnie łączy umiejętność grania ciężkich riffów oraz
przemyślanych, pełnych pasji i uczucia solówek (choć, gwoli sprawiedliwości, na
albumie wspomagają go jeszcze – oprócz Perry’ego – Kolby Peoples oraz Court
Stumpf). Z kolei Justin Swartzentruber to bardzo istotny element sekcji
rytmicznej, ale jest też kilka utworów, w których może pokazać swój kunszt, jak
np. w dynamicznym Overdrive, przebojowym
Desert Dreams czy zwłaszcza
intrygującym Theme for Ignorance.
Co
do samych utworów, to nie znajduję tak naprawdę słabego punktu. Najmniejsze
wrażenie robią na mnie wspomniany już Howl,
w którym jest zbyt duża ściana dźwięku i trochę za mało melodii oraz Never Whisper the Truth, który trochę za
bardzo brzmi jak radiowy przebój z lat ’90. Najciekawiej jest natomiast wtedy,
gdy Panowie starają się trochę odejść od tradycyjnego brzmienia. Theme for Ignorance zawiera bardzo
ciekawe, niemal orientalne partie gitary i fantastyczny groove, z kolei
najdłuższy na krążku Sleep doskonale
ukazuje kunszt wszystkich muzyków, ale również kunszt kompozytorski, a to za
sprawą wielu zwrotów i przełamań, które sprawiają, że siedem minut upływa w
mgnieniu oka. Bardzo przyjemne są także słusznie wybrany na singiel N.O.W. oraz
pędzący niczym pociąg Secret Scars.
Jedyne
do czego tak naprawdę mogę się przyczepić ma wymiar pozamuzyczny. Chodzi o
namiastkę książeczki w postaci spojonych ze sobą trzech kartek z
podziękowaniami i listą płac. O ile brak tekstów piosenek jestem w stanie
przeżyć, o tyle miejscami rozmyty i nieczytelny tekst wygląda po prostu
szpetnie oraz sprawia wrażenie, że oprawa płyty została wykonana po kosztach.
Nie umiem przy tym nawet powiedzieć czy to jest błąd drukarski, który trafił
się akurat w moim egzemplarzu czy kwestia zastosowanej czcionki. Ot, taki
drobny, ale dla mnie jednak istotny mankament.
Miło,
gdy dzieci idą w ślady rodziców. Jeszcze milej, gdy potrafią zachować przy tym
swoją tożsamość. Dash Cooper zdecydowanie to potrafi, a współpracujący z nim w
ramach CO-OP muzycy też nie są zgrają przypadkowych chłopaków. Pozostaje jedynie
żałować, że w naszym pięknym kraju praktycznie się o tej płycie nie mówi.
01. N.O.W.
02. Old Scratch (feat. Alice Cooper)
03. Howl (feat. Joe Perry)
04. Desert Dreams
05. Theme for Ignorance
06. Sleep
07. Condemned
08. Secret Scars
09. Never Whisper the Truth
10. Overdrive
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz