1 września 2018

The Vintage Caravan - Gateways

Długo, bo aż trzy lata, The Vintage Caravan kazał czekać na swój czwarty. Inna sprawa, że było to do przewidzenia, gdyż dotychczasowy cykl wydawniczy był właśnie trzyletni. Niezorientowanych informuję, że The Vintage Caravan tworzy trzech przesympatycznych Islandczyków, zainspirowanych klasycznym i psychodelicznym rockiem lat ’60. i ’70., który lubią oprawiać zmyślnymi riffami oraz nowoczesnym brzmieniem. Z końcem sierpnia 2018 r. oczekiwanie wreszcie się zakończyło i światu objawiło się najnowsze wydawnictwo grupy – Gateways.

fot.: discogs.com

Sam zespół uważa najnowszą płytę za swoje najbardziej dojrzałe osiągnięcie, jednak oczywiście nie ma tu mowy o drastycznej zmianie w charakterze i strukturze utworów zamieszczonych na Gateways. Na podstawową wersję albumu składa się 10 trwających około 48 minut kawałków. Na trzon wyznaczający główny klimat krążka składają się przede wszystkim rytmiczne rockery naznaczone ciężkimi riffami Óskara Logi Ágústssona. O ile jednak wspólnym mianownikiem Gateways jest groove (dla mnie to jednak coś więcej niż sam rytm, stąd brak polskiego słowa), to już poszczególne piosenki różnią się między sobą, w każdej z nich artyści umieścili inne inspiracje.

Z jednej strony otrzymujemy bowiem nieco garażowe brzmienia The Way, by za chwilę usłyszeć wyraźnie stworzone na potrzeby występów na żywo utwory – wręcz stadionowy All This Time (te chóralne zaśpiewy, te ciepło brzmiące solówki) oraz przebojowy, nieco funkowy Hidden Streams. Klasycznego brzmienia dopełnia bardzo hendrixowski Reset, zaś zupełnie odmienny biegun stylistyczny prezentuje najbardziej zaskakujący i jak dla mnie najlepszy utwór na płycie, czyli psychodeliczna, nastrojowa i zarazem narastająca Nebula, ze snującymi się klawiszami i świetną linią basu Alexandra Órna Númasona. Podstawową wersję albumu wieńczy natomiast ponad 6,5 minutowy bluesowy Tune Out. Dla miłośników ekskluzywnych wersji albumów ( ;) ), zespół zaoferował jeszcze bonus w postaci hard rockowego coveru przeboju Fleetwood Mac – The Chain. O ile wersja ta pasuje do ogólnego klimatu krążka, słucha się jej przyjemnie, to jednak wydaje się, że taki bonus jest zwyczajnie zbędny i nie wnoszący niczego ciekawego. Ale skoro już jest, to można go posłuchać. 

Jedyny zarzut jaki mam wobec Gateways to jednak częściowo produkcja (z której sami Panowie są bardzo dumni). Głos Ágústssona w zasadzie w każdym utworze jest mocno schowany i ginie, czy to za warstwą instrumentalną, czy to za chórkami, a w skrajnych przypadkach za rozmaitymi efektami nałożonymi na wokal. Czasami jest trochę lepiej, jak na przykład w On the Run, Nebula, Farewell czy Tune Out, jednak przez większość albumu, mocny przecież wokal Óskara nie jest w stanie przebić się przez produkcję. Szkoda, bo nieco zakłóca to przyjemność odbioru całości.

Myślę jednak, że zarówno fani dotychczasowych dokonań The Vintage Caravan, jak i po prostu fani nowocześnie brzmiącego, acz klasycznego hard rocka z odrobiną psychodelii powinni być usatysfakcjonowani Gateways. Podróż trzech Islandczyków jest bowiem bardzo fascynująca i na pewno jeszcze nie dobiegła końca!

01. Set Your Sights
02. The Way
03. Reflections
04. On The Run
05. All This Time
06. Hidden Streams
07. Reset
08. Nebula
09. Farewell
10. Tune Out
---
11. The Chain


2 komentarze:

  1. Na tej płycie brzmią trochę jak The Brew, a szkoda bo mieli własny styl i charakter na wcześniejszych wydawnictwach. Mimo to trzeba przyznać, że jest to album bardzo przyjemny i to nawet przy nieco zbyt intensywnym, a mało soczystym brzmieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, póki co uważam Gateways za najsłabsze ogniwo w dyskografii, ale może to kwestia najmniejszego osłuchania z nowością. Zobaczymy za kilka tygodni ;).

      Usuń