18 czerwca 2018

Ghost - Prequelle


Od czasów wydawnictwa Meliora, które ukazało się w sierpniu 2015 r., w Kościele pod wezwaniem Ducha miało miejsce wiele wydarzeń – nasz zaprzyjaźniony Kler zdobył nagrodę Grammy, odbył kilka znakomicie przyjętych tras koncertowych oraz wreszcie ugruntował pozycję Papy Emeritusa III jako gwiazdy pop (EP-ka Popestar). Sielanka skończyła się pod koniec września 2017 r., kiedy to arbitralną decyzją Papy Emeritusa Nihil najbardziej przebojowy z Papieży „został abdykowany”. Kilka miesięcy po ustąpieniu „Trójki”, świat obiegł debiutancki album koncertowy grupy – Ceremony and Devotion. Niemniej jednak, brak Głowy Kościoła sprawił, że wydanie szumnie zapowiadanego „mrocznego następcy Meliory” stanęło pod poważnym znakiem zapytania.

Tyle oczywiście z Ghostowej „fabuły”, rzeczywistość jest o wiele bardziej przykra. Na początku 2017 r. część nie-tak-już-znowu-bezimiennych guli pozwała Tobias Forge’a o tantiemy, zdradzając tym samym tajemnicę poliszynela o tym, kto pod różnymi postaciami staje za mikrofonem Ghosta. Sprawa jest mocno medialna, Forge nie wypada w ramach niej najlepiej, niemniej jednak karawana jedzie dalej. 1 czerwca 2018 r. ukazał się długo oczekiwany czwarty album… hmm… grupy? – Prequelle.

fot.: materiały prasowe

Za sterami Bezimiennych Guli stanął Kardynał Copia (co w z różnych języków można tłumaczyć jako – zgadliście – „kopia” lub „błąd”), który pomimo krytyki dla poczynań Papy Emeritusa III i w dodatku nieposiadający więzów krwi z poprzednimi Papieżami, zdaje się reprezentować dokładnie taki sam typ osobowościowy, co jego poprzednik, a także posiadać podobne zamiłowania do lżejszych brzmień i fortepianina jako takiego. Zamiłowanie to znalazło już odzwierciedlenie w scenicznej odsłonie Ghosta, pojawieniem się dodatkowego stanowiska klawiszowego.

Zgodnie z zapowiedziami, Prequelle miał być cięższym i mroczniejszym albumem niż przebojowa Meliora. Nie dajcie się jednak zwieść – na próżno oczekiwać tu powrotu do brzmień z dwóch pierwszych krążków. Osobiście nie jestem też przekonany co do zwiększenia ciężaru względem poprzedniczki. Wprawdzie najnowsza płyta Ghosta tematycznie nawiązuje do Plagi i Czarnej Śmierci, miota się między zagadnieniami pamiętania śmierci a chwytaniem dnia, jednak granice pastiszu i popu zostały radykalnie przesunięte względem tego, co mogliśmy usłyszeć na krążku z 2015 r.

Zacznę od pochwał. Można było spodziewać się, że w związku ze sporem z muzykami, którzy przez wiele lat współtworzyli brzmienie i image Ghosta, w przypadku Prequelle najbardziej ucierpi sfera muzyczna. Absolutnie tak nie jest. Zarówno produkcja, jak i warstwa instrumentalna, z wykorzystaniem orkiestracji i klawiszy wypada wybornie (być może w żywiołowych utworach gitary tworzą trochę zbyt dużą ścianę dźwięku). Prawdę powiedziawszy, jestem skłonny stwierdzić, że dwa utwory instrumentalne – Miasma (gdzie na saksofonie debiutuje Papa Nihil) oraz Helvetesfönster błyszczą najbardziej, świetnie łącząc elektronikę z żywymi instrumentami, czym przywodzą mi na myśl twórczość innych Szwedów – Machinae Supremacy. Fajnie też wypadło intro Ashes, w którym cytowana jest znana dziecięca rymowanka Ring a Ring o' Roses, a wokalnie udziela się córka Tobiasa, Minou Forge. Zazwyczaj dobrze wypadają również utwory sticte rockowe, jak pierwszy singiel Rats czy pokręcony Faith. Z drugiej jednak strony pojawiają się rockery totalnie wypadające z pamięci tuż po przesłuchaniu, jak Witch Image. I – co warto podkreślić – na Prequelle próżno jest szukać czegoś tak dobrego jak From the Pinnacle to the Pit czy Absolution.

Największy problem mam jednak z balladami oraz utworami „mieszanymi”, gdzie obok fragmentów spokojnych, pojawiają się mocne partie. I tak, o ile utwory pokroju See the Light, Pro Memoria czy Life Eternal mają świetne aranżacje, jednak wychodzą w nich olbrzymie braki wokalne Forge’a, które skądinąd też są znane od dawna, jednak na Prequelle jakoś biją po uszach i zwyczajnie nie pasują do podniosłych tonów. Osobną kategorią jest Dance Macabre, który w swej pastiszowości jest tak przegięty, że aż żenujący, jednak nie przeszkodziło mu to stać się moim guilty pleasure tej płyty. Oprócz tego niektóre teksty też wydają się bardziej sztampowe, niż zwykle i choć z jednej strony stworzenie refrenu na zasadzie „Don't you forget about dying||Don't you forget about your friend death||Don't you forget that you will die” to niewątpliwie dobry chwyt koncertowy (nawet nie znając piosenki możesz śpiewać refren), to jednak jest to ogólnie rzecz biorąc takie sobie, bez większego polotu, który na poprzednich krążkach zawsze dostrzegałem. Struktura piosenek też jest w zasadzie identyczna, co po pewnym czasie potrafi znużyć.

Warto jednak na deser znów powrócić do plusów, czyli do coverów, które znalazły się na wersji rozszerzonej albumu. Zarówno It’s a Sin (oryginalnie Pet Shop Boys), jak i Avalanche (oryginalnie Leonard Cohen) po raz kolejny dowodzą, że jakiego pomysłu na cover nie mieliby fani, to Ghost wpadnie na pomysł sto razy lepszy.

Reasumując, mam duży problem z Prequelle. Nie mogę powiedzieć, że jest to album zły, bo swoje momenty zdecydowanie ma. Na pewno jest to krążek nierówny, z częściowo nijakimi kompozycjami (Witch Image nie jestem w stanie zapamiętać po około dziesiątym odsłuchu), częściowo zepsutymi przez wokal (Pro Memoria, Life Eternal – w obu Forge brzmi jak uboga wersja Michaela Stipe’a z R.E.M.), a częściowo przez produkcję (niektóre gitary). Są też pozycje bardzo mocne (oba kawałki instrumentalne, Rats czy Faith). Może gdybym spróbował oderwać się od poprzednich albumów Ghosta, ogólna ocena poszłaby w górę, wszak Meliora bardzo wysoko zawiesiła poprzeczkę. Jednak z drugiej strony – jak można nie oceniać zespołu/projektu przez pryzmat jego dyskografii?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz