20 marca 2015

Scream Maker - Luka 15.03.2015

O Scream Makerze chciałem napisać już jakiś czas temu. Pierwszy raz po tym, jak oczarowali mnie podczas Festiwalu Doładowanie (który również zahaczył o Lukę), stanowiącym pretekst dla krótkiej trasy Paula Di’Anno. W tamtym czasie uznałem jednak, że trochę nie wypada – bo jak tu pisać, że warszawski zespół pozostawił w cieniu nie tylko pozostałe polskie kapele, ale także „gwiazdę” (chociaż instrumentalnie występ byłego wokalisty Iron Maiden wypadł świetnie… może dlatego, iż w składzie pojawili się m.in. muzycy Scream Makera?). Następnie przymierzałem się do stworzenia recenzji albumu Livin’ in the Past, co spełzło na niczym po zapoznaniu się z artykułem Bizona (muzycznyzbawicielswiata.blogspot.com) – po prostu, nie pierwszy już raz okazało się, iż mamy podobne zdanie i w zasadzie napisałbym prawie to samo (z tą różnicą, że nie jestem na tyle stary, by w przeszłości słuchać kaset Maidenów ;)). Dlatego też trzecie podejście, jakim był łódzki koncert Scream Makera w roli headlinera wydaje się najlepszą okazją, by wreszcie o nich napisać.


Jeśli miałbym opisać swoje odczucia jednym słowem, to wyszło by dość kontrowersyjnie, gdyż to, co czuję (nawet teraz) to zażenowanie. Nie, nie chodzi o poziom artystyczny, ale o bardzo niską frekwencję. Wstydź się Łodzio… Osobiście chciałbym wierzyć, iż tak słaby wynik motywowany jest w zasadzie brakiem promocji poza Facebookiem i oficjalną stroną zespołu (co swoją drogą też jest niepokojące – w całym mieście nie widziałem ani jednego plakatu, coś takiego jak strona Luki już od dawna nie istnieje, pojawiały się problemy z zakupem biletów online), ale nie oszukujmy się – Scream Maker nie jest pierwszym zespołem, który wyprzedaje inne miasta, a w Łodzi boryka się ze zdecydowanym niżem. Jeszcze, żeby te bilety były bardzo drogie… Zatem jeszcze raz – wstydź się Łodzio i – co ważniejsze – żałuj!

Szczęśliwie każdy z występujących w niedzielę zespołów – z gwiazdą wieczoru na czele – podszedł do występu z pełnym zaangażowaniem. Kto wie, czy nie większym niż zwykle, w każdym razie sądzę, iż zgromadzona publiczność mogła naprawdę poczuć się doceniona.

Sam Scream Maker, pomimo zmian personalnych, nic a nic nie stracił ze swojego fantastycznego brzmienia, energia wręcz wylewała się ze sceny. Zespół grał ciężko, szybko, głośno oraz efektownie i ani na chwilę nie zamierzał zwolnić. Gitarzyści Michał Wrona oraz Łukasz Mackiewicz pokusili się nawet o mały „guitar duel” i choć generalnie nie przepadam za tego typu instrumentalnymi onanizmami, to Panowie „walczyli” krótko, treściwie, z humorem – akuratnie. Jednak perłą w koronie zespołu pozostaje wokal Sebastiana Stodolaka, czapki z głów dla tego Pana, który nie dość, że śpiewa wysoko i czysto (a w każdym razie moje niewytrawne ucho nie było w stanie wychwycić fałszy), to jeszcze sprawia wrażenie, jakby prawie w ogóle się przy tym nie męczył. Chyba najlepiej podsumował to mój kumpel (Boże, muszę zacząć wymyślać własne bon moty i mieć własne opinie :P), który w Luce usłyszał Screamów po raz pierwszy – „jakbym słyszał młodego Dickinsona”. Zaznaczam przy tym, że nie jest to zarzut perfidnego plagiatorstwa, a jedynie wyraz podziwu (zresztą zespół chyba nigdy nie krył się ze swoimi inspiracjami).

Z kolei w kwestii repertuaru, to oprócz utworów z Livin’ in the Past oraz EP-ki We Are Not the Same, znalazło się również miejsce dla paru kawałków z nadchodzącego krążka grupy (brzmią smakowicie) oraz kilku coverów z repertuaru Ronniego Jamesa Dio (zarówno z okresu solowej kariery wokalisty, jak i jego współpracy z grupami Rainbow oraz Black Sabbath). Trzeba przyznać, że takie kawałki jak We Rock i The Mob Rules idealnie wpasowują się w ogólny klimat występu i są świetnie zagrane (nieco na swój sposób, lecz bez udziwnień uniemożliwiających rozpoznanie utworu ;)). Niemniej jednak, moim zdecydowanym faworytem jest Cisza. Nie wiem czy dlatego, że to jedyny znany mi utwór Scream Makera wykonywany po polsku, czy też po prostu ta piosenka ma w sobie to mityczne „coś”.

Oprócz Scream Makera na scenie Luki pojawił się także grający solidnego hard rocka Rooster z Łukowa (recenzja ich debiutanckiego albumu TUTAJ) – panu wokaliście dziękuję za przyjemną (przynajmniej z mojej perspektywy) rozmowę – oraz lokalny zespół Szaraki (cóż, kompletnie nie moja stylistyka, ale trzeba przyznać, iż wierne rzesze fanów bawiły się przednio ;)). Kruk niestety nie dotarł.

W każdym razie, jeśli jesteście fanami soczystego, melodyjnego heavy metalu, to koncerty (i dokonania studyjne) warszawskiego zespołu na pewno są godne polecenia – ból karku gwarantowany.

Łódź dziękuje. Łódź przeprasza. Łódź ma nadzieję, że się nie zraziliście i jeszcze do nas wrócicie.


PS: Cóż, chyba zamiast relacji koncertu wyszła mi połajanka mojego pięknego miasta… Pozostaje czekać na nowy album Scream Makera i napisać recenzję przed Bizonem ;). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz