18 czerwca 2014

"I can't f**kin' hear you!" - Sabat, Czarny Sabat

11 listopada 2011 r. Black Sabbath się zjednoczył. 2 lutego 2012 r. Black Sabbath wyrzucił ze składu Billa Warda, czym zrujnowano marzenia fanów na zobaczenie po raz ostatni (dla niektórych po raz pierwszy i ostatni) oryginalnego składu grupy. Pomimo kontrowersji finansowych, o których wspominał w tamtym czasie Bill, Książę Ciemności stwierdził, że głównym powodem takiej, a nie innej decyzji był kompletny brak formy perkusisty. Pamiętam, że pomyślałem sobie wtedy coś w stylu: „bo Ty zaiste jesteś w fantastycznej formie -.-‘” (tak, taką minę zrobiłem :P). Swojego sarkazmu pożałowałem 11 czerwca 2014 r. w Atlas Arenie…


Z racji świetnej organizacji Impact Festu (o czym niżej), postanowiliśmy skorzystać z dobrodziejstw napitkowo-spożywczych jakie oferuje przepiękne miasto Łódź i pokazać się w Atlas Arenie tuż przed Black Sabbath (posiadanie biletów dla plebsu też zrobiło swoje. Swoją droga współczuję ludziom, którzy kupili bilety na GC i stali jakieś dwa metry przede mną, czyli nadal trzysta kilometrów od sceny). Dlatego też nie mogę napisać jak świetnie poradził sobie Paweł Małaszyński i inne nołnejmy grające tamtego dnia.

Myślę, że o ile setlistą mało kto był zaskoczony, o tyle bełkot Ozzy’ego zza kulis oraz pierwsze syreny War Pigs na jakieś 10 minut przed planowanym rozpoczęciem koncertu po prostu musiały zrobić niesamowite wrażenie. Wiem, że na mnie zrobiły, dreszczyk emocji czułem na całym ciele. I oto w chwilę później pojawili się ONI… i byli niesamowici, dwie godziny minęły jak z bicza strzelił.

Ozzy Osbourne – Książę Ciemności. Wydawać by się mogło, że dziś już raczej karykaturalny, ale jednak nie do końca. Poza sceną to już w zasadzie wrak człowieka, jednak na niej – wciąż dzielnie drobi kroczki i budzi grozę (chyba, że akurat „kuka” do mikrofonu :P). Mało tego, w Łodzi nawet śpiewał dobrze… oczywiście jak na swoje możliwości. To było naprawdę niesamowite, zupełnie jak podróż w czasie do lat ’70. Nawet stylistyka utworów z „Trzynastki” w żaden sposób nie zdradzała, że nagrano je raptem rok wcześniej. Jedyne co u Ozza mogło drażnić, to „szołmeńska” jego strona. Po pięćdziesiątym „I can’t fuckin’ hear you”, „Let me see your fucking hands”, „Louder!” I “Let’s get crazy” w ciągu dwóch utworów chciało mi się śmiać, jednak po dwusetnym takim okrzyku po trzecim utworze zacząłem się powoli załamywać. „Kukanie” dobiło wieko trumny xD. To właśnie ten element artystycznej karykatury Osbourne’a. Z drugiej strony… wszystkie te teksty przewidziałem i miałem świadomość, iż będą nieodłączną częścią występu. Gdyby ich zabrakło, to może nie byłbym rozczarowany, ale na pewno zaskoczony ;).

Geezer Butler. Oaza spokoju i profesjonalista w każdym calu. Solo przed N.I.B. było drugim (po utworze Black Sabbath) prawdziwie ciarogennym doznaniem. W pozostałych kawałkach wieczoru bas także dudnił aż miło. Poza tym jego wyraz twarzy Bustera Keatona w połączeniu z różowym ręczniczkiem na zakończenie koncertu bardzo mnie ubawił ;).

Tony „Iron Man” Iommi. Słysząc jego grę na żywo utwierdziłem się w przekonaniu, że jest on BOGIEM ciężkiego grania. Podziwiam to, z jaką łatwością spod jego palców wychodziły te wszystkie mięsiste riffy i solówki. Naprawdę… wow, nawet Ozzy bił mu pokłony. Większy zachwyt wzbudziło we mnie tylko to, że po dwóch godzinach w skórzanym płaszczu nawet się nie spocił :P. W dodatku Iommi okazał się być totalnym przeciwieństwem Geezera, co i rusz posyłając w stronę publiczności uśmiechy i pełne aprobaty spojrzenia dla naszego „going fucking crazy” ;). Widać, iż Tony chyba do końca nie wierzył w ten reunion i bardzo cieszy się z tego, że stan zdrowia pozwala mu koncertować. Z kolei urocze machanie podczas ukłonów już totalnie gryzło się z mrokiem Black Sabbath.

Tommy Clufetos. Cóż mogę napisać. Godnie zastępował Erica Singera w składzie Alice’a Coopera, skąd potem czmychnął do Ozzy’ego, więc był raczej naturalnym wyborem. Spisał się, choć osobiście wolę chyba styl Brada Wilka. W każdym razie – spisał się rewelacyjnie, chociaż jego solo było zbyt długie i nudne zarazem.

Cała czwórka stworzyła idealną mieszankę, pięknie udowadniając, że Black Sabbath zasługują na miano ojców metalu. Pomimo tego, że setlista w zasadzie niezmienna od 1998 r. (poza kawałkami z „13” oczywiście), to zawierała chyba wszystko to, co „powinna” zawierać. Osobiście zabrakło mi The Wizard (no i oczywiście paru kawałków z Heaven and Hell, The Mob Rules i Headless Cross, ale takich cudów niestety nie ma).

fot.: Dagmara Szymańska

Na koniec słowa ubolewania, głównie na temat samego „festiwalu”. Mam nadzieję, że w przyszłym roku Live Nation przemyśli nieco lepiej sprawy organizacyjne oraz nieco wcześniej zbierze zespoły na Impact Fest, a nie stworzy dwudniowy festiwal, tylko dlatego, że głównym gwiazdom zbiegły się terminy. Z całym szacunkiem dla pozostałych zespołów występujących przed Black Sabbath (zwłaszcza) i Aerosmith, ale gdzie Majdan, gdzie Krym (czy jakoś tak)?

Ozzy w pewnym momencie zapytał, czy chcielibyśmy, żeby przyjechali za rok. Było by zdecydowanie cudownie, choć oczywiście mam wrażenie, że to czcze gadanie i absolutnie nie wierzę w to, że wrócą. Z drugiej strony, po tym jak przegapiłem Pragę z Dio, nie wierzyłem, że kiedykolwiek zobaczę ich na żywo… :)

PS: Buziaczki dla PJ-a i Warszawki i Dębico-Wrocławia (wszystkich i każdego z osobna) :*.
PS2: Szkoda, że nie zjawił się Tony Martin... albo hologram z Dio... albo riff z Heaven and Hell, który chociaż uhonorowałby Ronniego.


Setlista:

01. War Pigs 
02. Into the Void 
03. Under the Sun/Every Day Comes and Goes 
04. Snowblind 
05. Age of Reason 
06. Black Sabbath 
07. Behind the Wall of Sleep 
08. N.I.B. 
09. End of the Beginning 
10. Fairies Wear Boots 
11. Rat Salad/Supernaut (excerpt)/Drum Solo
12. Iron Man 
13. God Is Dead?
14. Dirty Women 
15. Children of the Grave 
----
16. Sabbath Bloody Sabbath (intro)/Paranoid

Personel:

Ozzy Osbourne - wokal, he can't fuckin' hear you!
Tony Iommi - gitara
Geezer Butler - gitara basowa
Tommy Clufetos - perkusja
---
Adam Wakeman - instrumenty klawiszowe, gitara rytmiczna (poza sceną)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz