19 maja 2014

The Royal Sessions

Kiedy zazwyczaj przeciętny zjadacz muzyki sięga po covery? Na pewno wtedy, kiedy natrafi na składankę „znani śpiewają piosenki znanych”. Zapewne także, gdy zna już swój ukochany zespół na wylot i z chęcią posłucha jakiegoś świeżego spojrzenia na jego kompozycje. Ostatnio miałem okazję odkryć jeszcze trzecią sytuację – kiedy kupujesz album, w którym artysta coveruje ulubione kawałki swojej młodości, a Ty tak naprawdę nie masz pojęcia, co on coveruje.


W moim wypadku tak jest (czy raczej było, bo już nadrobiłem zaległości) z The Royal Sessions Paula Rodgersa, który postanowił na tym krążku oddać hołd swoim bohaterom z gatunku r&b. Niestety, żenująca prawda o mnie jest taka, że gdy poznawałem ten album, to mogłem go potraktować jak premierowy album byłego wokalisty Free. Gdybym nie wiedział, że od jakiegoś czasu planowano wydanie płyty z coverami i ktoś puściłby mi coś innego niż Born Under a Bad Sign czy Walk In My Shadow, to łyknąłbym jak młody pelikan ściemę, że to autorskie kompozycje, w których Paul sięga do korzeni. Oczywiście, słyszałem takie nazwiska jak Albert King, Otis Redding czy zwłaszcza Isaac Hayes, ale żeby znać/zainteresować się ich twórczością… nieee… tzn. tego ostatniego znałem, jednak głównie z tworów w stylu Chef Aid i Chocolate Salty Balls ;).

Cóż jeszcze wiedziałem, zanim poznałem oryginalne wersje wyśpiewywanych przez Paula utworów? Wbrew pozorom całkiem sporo, a to za sprawą tego, że przy okazji promocji The Royal Sessions Rodgers postanowił przebudować swoją stronę, a także zaistnieć na fejsbuczku. Na nowinki nigdy nie jest za późno! Zatem, The Voice wybrał się specjalnie do Memphis, by nagrywać (dodajmy – całkowicie analogowo) w miejscu, gdzie powstawały longplaye spod szyldu Stax Records, czyli większość winyli artystów, których Rodgers podziwiał za młodu. Mało tego, udało mu się nawet współpracować z artystami, którzy pięćset  pięćdziesiąt lat temu brali udział w oryginalnych sesjach. Chyba nie mogło się nie udać?



Rzeczywiście, albumu słucha się baaardzo przyjemnie. Z perspektywy czasu już wiem, że podjęto (wydaje się, iż słuszną) decyzję o niekombinowaniu szczególnie przy aranżacjach. Pozostają one wierne pierwowzorom, zostały jedynie troszeczkę unowcześnione, dzięki świetnej produkcji brzmią też bardzo przestrzennie. Oczywiście już sam wokal Paula nadaje tym wersjom szczególne piętno. Osobiście największe wrażenie wywarły na mnie najdłuższe utwory na krążku – Walk On By oraz I’ve Got Dreams to Remember. Oba posiadają piękne melodie i chwytają za serducho, jak mało co. Niemniej jednak nie jest to płyta wyłącznie dla smutasów i melancholików. Po przeciwnej stronie emocjonalnego bieguna znajdują się takie radosne perełki jak zbudowany na fantastycznych klawiszach „otwieracz” – I Thank You – czy „rozdęty” It’s Growing.

Na koniec trochę goryczy, a mianowicie wersja deluxe, w której otrzymujemy trzy bonusowe kawałki (kolejne wesołe kompozycje – Shake i Wonderful World oraz autocover – Walk In My Shadow z repertuaru Free, w dodatku chyba dobrze zakamuflowane, gdyż mój kolega stwierdził, że to definitywnie nie jest ten sam utwór ;)) oraz zaledwie 15-minutowy dokument, w którym nie pada nic ponad to, o czym Paul trąbił już przed wydaniem albumu. W dodatku te 15 minut załączono na osobnym DVD -.-‘. Moim zdaniem to trochę niewiele, jak na ponad 20 złotych różnicy w cenie w stosunku do wersji podstawowej.

Tak czy owak – warto. Nie dość, że świetnie zaśpiewane, to jeszcze daje prawdziwy impuls do odkrywania „nowej/starej” muzyki. Ba, samemu Paulowi praca w Memphis dała na tyle energii, żeby wreszcie założyć fejsbusia i rzeczywiście z niego korzystać! :P. To jest chyba w tym wszystkim najświetniejsze. Nie ukrywam jednak, że teraz w napięciu czekam na naprawdę premierowy album Rodgersa, który mimo upływu lat wciąż jest w nieziemskiej formie!



PS: Cały dochód z albumu został przeznaczony na Stax Music Academy, pozaszkolną i wakacyjną akademię muzyczną w Memphis.

PS2: Recenzja dla graczy – wrzućcie sobie ten album do radia w Mafii II. Będziecie zaskoczeni jak doskonale pasuje do szarżowania po Empire Bay.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz