Rok 1971. Wiosna. Album Highway
rockowego kwartetu Free sprzedaje się miernie i nie dość, że nie osiąga, to
nawet nie czerpie z sukcesu poprzedniego longplaya – Fire and Water. Możliwe,
iż ma to związek z o wiele łagodniejszym brzmieniem nowego krążka, a możliwe,
że po prostu trudno napisać drugie All Right Now. Tak czy inaczej Paul Rodgers
i Andy Fraser są bardzo rozczarowani, w dodatku wspólne komponowanie przestało
być dla nich satysfakcjonujące. Grupa rozwiązała się w maju 1971 r. po
azjatyckiej trasie. Fraser zakłada grupę Toby, Rodgers formuje Peace (oba
projekty okazały się tak udane, że już najstarsze szkockie owce o nich nie
pamiętają). Simon Kirke i Paul Kossoff nie czekali z założonymi rękami, jednak
w przeciwieństwie do wokalisty i basisty, postanowili stworzyć coś razem. Po
intensywnych rozmowach telefonicznych byli już muzycy Free dokooptowali do
składu basistę Tetsu Yamauchiego oraz klawiszowca Johna „Rabbita” Bundricka.
Tak narodził się projekt o ambitnie brzmiącej nazwie: Kossoff/Kirke/Tetsu/Rabbit.
Kwartet spędził jesień 1971 r. na nagrywaniu nowego materiału (głównie utworów
Rabbita i Kirke’a). Simon twierdzi (wypowiedź z 2002 r.), że w tym czasie
zarówno on, jak i Koss mogli odkryć muzyczne rejony, do których nigdy nie
mogliby dotrzeć w swoim „macierzystym zespole”. Z kolei David Clayton –
archiwista Free – wspominał, że Kossoff był zrelaksowany w studio, zadowolony z
dynamiki grupy oraz możliwości współpracowania z tak świetnymi muzykami. Jak
się wkrótce okazało, szczęście to nie trwało długo i Paul popadł w depresję
związaną z rozpadem Free, zaś ucieczki szukał w narkotykach (oczywiście!).
Tak czy inaczej – album K/K/T/R powstał i został
wydany w kwietniu 1972 r. Dzisiaj zapewne byłby białym krukiem*, gdyby nie Ork
Records, która 35 lat później, w 2007 r., zdecydowała się wydać krążek na CD i
to wydać nie byle jak! Otrzymaliśmy bowiem bardzo estetyczną graficznie
książeczkę, która oprócz archiwalnych „ikonografii” zawiera tak cenny materiał
jak swoisty „rys historyczny” (z którego czerpałem w pierwszym akapicie),
obszerny wywiad z Johnem Bundrickiem oraz wspomnienia Simona Kirke’a z magazynu
FREE Appreciation Society. Nad merytorycznością zawartych materiałów czuwał zaś
wspomniany już David Clayton.
Co jednak ważniejsze – muzyka też
stoi na bardzo wysokim poziomie (tyczy się to zarówno poziomu artystycznego,
jak i remasteringu). Ośmielę się nawet stwierdzić, że niniejszy album mógłby
bez wstydu znaleźć się w dyskografii Free (warto zauważyć, że zarówno Tetsu,
jak i R. brali udział w nagrywaniu albumu Heartbreaker oraz ostatnich koncertach w karierze zespołu) i przy
okazji być jedną z ciekawszych płyt. Zabrakło jednak dwóch istotnych czynników.
Po pierwsze, K/K/T/R nie
stworzyli żadnego przeboju. Nie jest to może jakiś szczególny zarzut wobec
samego krążka, niemniej fakt ten mógł przyczynić się do tego, że projekt w
gruncie rzeczy przeszedł bez echa. Przy czym nie chodzi mi tu o hit pokroju All
Right Now. Na K/K/T/R zabrakło chociażby piosenek w stylu Wishing Well, Ride on
a Pony czy The Stealer. Oddać jednak trzeba, że Blue Grass był najbliższy
przebojowego Free. Nie oznacza to oczywiście, że brak tutaj utworów dobrych
(jak wiemy hit rzadko = piękno), chociaż czasami można odnieść wrażenie, że
kompozycyjnie zespół ociera się o sztampę... na szczęście nadrabiają
instrumentalnie!
Drugi brak to oczywiście Paul Rodgers. Myślę, że
większość kawałków zyskałaby na głębi, gdyby za mikrofonem stał The Voice.
Wprawdzie śpiew Kirke’a i Rabbita (każdy zaśpiewał w utworach swojego
autorstwa) nie powoduje krwawienia uszu, ale także niczym szczególnym nie
przyciąga, ot - przewija się w tle. Co ciekawe, wcale nie musimy na ten temat
li tylko teoretyzować, czy wręcz fantazjować, bowiem muzycy sami dostarczyli
nam materiału poglądowego. Otóż utwór Simona Kirke’a – Anna – znalazł się
zarówno na albumie K/K/T/R, jak i na krążku Bad Company (Straight Shooter). W
„oryginale” śpiewa Simon, w „coverze” Paul – porównajcie sami [KLIK] i [KLIK].
„Interesującym” wokalnie utworem jest także Colours, gdzie możemy usłyszeć
Paula Kossoffa. Mam jednak wrażenie, że z założenia miała to być ciekawostka,
bo o ile instrumentalnie poziom jest zachowany, o tyle schowane gdzieś z tyłu
mamrotania gitarzysty Free już niekoniecznie ;). A propos instrumentali –
znalazł się i taki utwór (Just for the Box), czego zawsze brakowało mi w kapeli
z Fraserem i Rodgersem na pokładzie.
Powyższe nie zmienia jednak tego,
że z omawianym albumem warto się zapoznać, bowiem jest to naprawdę ciekawa
pozycja. Wokalnie szału nie ma (ale powiedzmy sobie szczerze – ile uznanych
zespołów ma naprawdę świetnych technicznie wokalistów? Pamiętajmy też, że
Kirke, Rabbit i Kossoff to jednak niemal wyłącznie instrumentaliści), ale
muzyka w zasadzie wszystko rekompensuje. Niemal każdy utwór za sprawą perkusji
Simona oraz przepięknej gitarze Paula ma w sobie ducha Free, który dodatkowo
doprawiony jest purplowskimi klawiszami Rabbita (który notabene wcześniej grał
razem z Jonem Lordem… przypadek?). O Tetsu też nie można powiedzieć, że „on tu
tylko grał na basie”.
Simon Kirke i Paul Kossoff w 1970 r.; fot.: premierguitar.com
K/K/T/R nie przetrwało próby
czasu. Trudno powiedzieć czy gdyby nie zreformowanie Free (dodajmy – w składzie
znaleźli się wszyscy muzycy tworzący recenzowane wydawnictwo), to projekt ten
nagrałby kolejny krążek. Ciężko też stwierdzić czy ktokolwiek pamiętałby o nim,
gdyby nie tragiczna śmierć Paula Kossoffa. Tak czy inaczej – jest to kawał
porządnego klasycznego rocka z domieszką bluesa, który warto mieć na półce oraz
(przede wszystkim) w odtwarzaczu.
Zatem – serdecznie polecam. Robert
Plant Mike.
*inna sprawa, że póki co w Polsce
widziałem raptem dwa egzemplarze tego krążka (jeden szczęśliwie posiadam ;))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz