29 sierpnia 2020

Blues Pills - Holy Moly!

 Kiedy formalnie szwedzka, a w istocie szwedzko-amerykańsko-francuska grupa Blues Pills zadebiutowała wydanym w 2014 r. albumem, większość szczęk fanów klasycznego grania była przy samej ziemi, zachwycona podejściem zespołu do rockowego i blues rockowego brzmienia. Niemal całkowitej zmiany stylu w wydanym w 2016 r. „Lady in Gold” niewielu się spodziewało, za to wielu zapowiadało rychły koniec formacji (ja sam opowiedziałem się za tym, że wiele zależy od kolejnego krążka - [KLIK]), co zostało dodatkowo podsycone odejściem wybitnego gitarzysty Doriana Sorriauxa pod koniec 2018 r. Z kolei na początku 2020 r., po dokooptowaniu do składu Kristoffera Schandera na gitarze basowej (Zack Anderson przejął obowiązki gitarzysty) rozpoczęła się promocja najnowszego krążka Blues Pills – „Holy Moly!”, który ostatecznie ukazał się 21 sierpnia 2020 r. 


Muszę przyznać, że pierwsze wrażenia podczas ujawniania kolejnych szczegółów płyty miałem jak najgorsze. Nie podobało mi się absolutnie nic – tytuł płyty, jej okładka, która odeszła od świetnej stylistyki poprzednich dwóch krążków, w przeważającej mierze do bólu radiowe i sztampowe single oraz towarzyszące im teledyski sprawiające wrażenie niskobudżetowych, po prostu wszystko źle. Tym bardziej ucieszyłem się, że po zapoznaniu się z całością mogę stwierdzić, iż na „Holy Moly!” Blues Pills wyszedł obronną ręką!

Pierwsze, co rzuca się w uszy, to bardziej rockowe, dynamiczne i cięższe granie, niż na „Lady in Gold”. Nie wiem, na ile był to pomysł motywowany chęcią pokazania, że bez Doriana zespół też da sobie radę, a na ile rzeczywisty koncept na „Holy Moly!”, ale całość zasadniczo się sprawdza. Oczywiście nie zmieniłem zdania co do singli. Zarówno „Proud Woman”, „Rhythm in the Blood”, jak i „Kiss My Past Goodbye”, choć pojawia się na nich tu i ówdzie przyjemna zagrywka na gitarze, trącą raczej sztampowymi rozwiązaniami muzycznymi, tekstowymi (rym „blues – lose” zawarty w „Rhtyhm in the Blood” przywodzi mi na myśl nieśmiertelne „fire – desire”) oraz produkcyjnymi (mówiony wstęp i oklaski wieńczące „Proud Woman” czy efekt radia na początku „Rhtyhm in the Blood” naprawdę nie przekonują i trochę psują odbiór). Chlubnym singlowym wyjątkiem jest „Low Road”, który na albumie przechodzi płynnie w „Dreaming My Life Away”. Wprawdzie oba utwory trwają ok. 6 minut i mogły by być jedną ścieżką przedzieloną „/”, ale już się nie będę pastwił, gdyż razem tworzą prawdziwy rock ‘n’ rollowy rollercoaster, świetnie wypada również narastający „Bye Bye Birdy”, z miejscami szeptanym wokalem. Te trzy utwory zdecydowanie przywodzą na myśl korzenie grupy.

Podkreślenia wymaga jednak, że Blues Pills nie odcina się zupełnie od swojego drugiego krążka i „Holy Moly!” to nie tylko bardziej radiowa wersja debiutu. Ukłon w stronę soulowych brzmień „Lady in Gold” można bez problemu usłyszeć w licznych, jak na płyty Blues Pills, balladach oraz bardziej stonowanych utworach. Zwłaszcza chórki w „California” czy „Wish I’d Known” przywodzą na myśl drugi album, z kolei „Longest Laasting Friend” brzmi jak wcale nie aż tak daleki kuzyn utworu „I Felt a Change”. Z drugiej jednak strony „Dust” spokojnie mógłby znaleźć się na debiucie, a „Song from a Mourning Dove” przywodzi na myśl „Little Sun”.

Dość intrygującym, choć moim zdaniem nie do końca trafionym wyborem jest zawartość dodatkowego dysku do wersji deluxe „Holy Moly!”. Zespół zdecydował się bowiem zamieścić całą EP-kę „Bliss”, oryginalnie wydaną w 2012 r. (teraz rozumiem, czemu zniknęła ze Spotify!). Z jednej strony, w zasadzie nie można już jej nabyć w sprzedaży, więc to miły gest, zaś sytuacja światowej pandemii uniemożliwiła obecnemu składowi szersze zaprezentowanie się w wersji na żywo (na poprzednich wydaniach bonusami były krążki DVD z występami zespołu), ale z drugiej strony „Bliss” nie ma już za wiele wspólnego z obecnym Blues Pills, tak pod kątem osobowym, jak i brzmieniowym.

Myślę, że słowem-kluczem do „Holy Moly!” jest balans. Nie jest to album, który chłonąłbym od początku do końca jak debiut, ale nie ma na nim utworów, które nudziłyby mnie aż tak bardzo, żebym z premedytacją pomijał je przy odsłuchu (a tak mam w przypadku „Lady in Gold”). Nawet te nielubiane przeze mnie single są mimo wszystko przebojowymi utworami. Wydaje się, że na „Holy Moly!” fani różnych odsłon „szwedzkiego” zespołu znajdą coś dla siebie i to akurat jest naprawdę świetną sprawą! 

01. Proud Woman
02. Low Road
03. Dreaming My Life Away
04. California
05. Rhythm In The Blood
06. Dust
07. Kiss My Past Goodbye
08. Wish I'd Known
09. Bye Bye Birdy
10. Song From A Mourning Dove
11. Longest Lasting Friend Bliss

Skład:

Elin Larsson - wokal
Zack Anderson - gitary 
André Kvarnström - perkusja 
Kristoffer Schander - gitara basowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz