Cóż, nie wiem czy w obecnych
czasach wypada pisać o radzieckich rosyjskich zespołach muzycznych, ale
jeśli uznać, że muzyka nie zna granic i jest apolityczna (o ile nie jesteś
Pawłem Kukizem) oraz że słuchając rosyjskiej muzyki na Spotify nie wspieram
przemysłu zbrojeniowego Kremla („miłe, prawda?”), to wtedy z czystym sumieniem
można stwierdzić, że jednak przyjemna muzyka rockowa nie powstaje tylko w
Europie Zachodniej i byłej Jugosławii, ale także nieco bliżej na wschód od
Polski.
Pushking, bo o nim mowa, to
zespół założony w Petersburgu 27 sierpnia 1994, z inicjatywy wokalisty i
gitarzysty Konstantina „Koha” Shustareva, który swoją nazwę (zespół, nie Shustarev)
zawdzięcza „zwykłemu niemieckiemu kolesiowi” Martinowi Schifflerowi oraz temu,
że rosyjscy „partnerzy” doszli do wniosku, iż pierwotna nazwa – „Lost and Found”
– brzmiała zbyt pro-Zachodnio. Jak na ironię, obecny skład zespołu jest wręcz
międzynarodowy – znajduje się w nim czterech Rosjan („Koha”, klawiszowiec Oleg
„Ivanich” Bondaletov, gitarzysta Dimitriy „Mitya” Losev i basista Peter
Makienko), dwóch Włochów (gitarzysta Alex De Rosso i perkusista Bob Parolin)
oraz Amerykanin (Keri Kelli, znany przede wszystkim jako gitarzysta Alice’a
Coopera w latach 2003-2011).
Grupa niemal od początku całkiem
dobrze radziła sobie na rynku rosyjskim, na początku swojej działalności muzycy
starali się także promować w Europie (głównie w Niemczech). Całkiem niedawno, w
2011 r. za sprawą albumu The World As We
Love It wszystko się zmieniło. Krążek ten stanowił spełnienie marzeń
Shustareva, który chciał zaprosić do współpracy z zespołem artystów z całego
świata. Udało się, choć nie oszukujmy się, iż w tym wypadku świat należy
ograniczyć do Wielkiej Brytanii i Ameryki. Tak czy inaczej, lista gości jest
naprawdę imponująca i obejmuje takich wokalistów i gitarzystów, jak: Glenn Hughes,
Alice Cooper, Joe Lynn Turner, Jeff Scott Soto, Billy Gibbons, Steve Vai, Joe
Bonamassa, Steve Lukather czy Nuno Bettencourt, a to nawet nie jest połowa
wartych odnotowania nazwisk.
Projekt zakładał, że muzycy
reprezentujący „Zachód” wystąpią w kompozycjach stworzonych przez Shustareva
oraz rosyjskich poetów – Olega Saviłova i Valery’ego Kommisarova. Ciekawe jest
również to, że The World As We Love It
nie jest albumem w pełni premierowym. Członkowie Pushking nie zdecydowali się
bowiem na napisanie nowych kompozycji, w pewien sposób dedykowanych
poszczególnym gościom, postanowili sięgnąć do swoich starych utworów. Moim
zdaniem wywarło to dwojakie skutki. Z jednej strony to doskonały chwyt
marketingowy, który pozwolił szerszej publiczności zapoznać się z twórczością
zespołu, ale takie odważne posunięcie doprowadziło także do tego, iż nowe
wykonania niemal całkowicie przyćmiły materiał z wcześniejszych krążków. Po
porównaniu poszczególnych wersji kilku utworów (na tyle, na ile Spotify
pozwolił) okazało się, że aranżacyjnie są one praktycznie nietknięte. Niemniej
jednak, jeśli w jakiejś kompozycji gra Joe Bonamassa lub Steve Vai, a w innej
śpiewa Glenn Hughes, to oczywiście muszą oni odcisnąć swoje piętno, w pewien
sposób podnieść standard. Inna sprawa, że również produkcja, za którą
odpowiadał Fabrizio Grossi, jest lepsza (o wiele bardziej przestrzenna), niż na
jakiejkolwiek innej płycie Pushking, którą było mi dane przesłuchać. Mamy zatem
jednoczesną promocję i strzał w stopę, co może, acz nie musi, odbić się
czkawką.
Z jaką w ogóle muzyką mamy do
czynienia? Hughes twierdzi, że z mieszanką „wczesnego Guns N’ Roses oraz
klasycznego Queen”. Cóż, ja tam bardziej słyszę zbiór power ballad i
bezkompromisowych rockerów w stylu Kiss i AC/DC, ale jakby nie patrzeć mam
„nieco” mniejsze pojęcie o muzyce, niż Glenn ;). Niemniej, jak już wspomniałem,
w każdym utworze udaje się również wychwycić aspekty charakterystyczne dla
stylu gościa, który akurat w nim występuje. Nie da się ukryć, że dzięki temu
część kompozycji naprawdę sporo zyskuje (zwłaszcza My Reflections After Seeing The „Schindler’s List” Movie, Nature’s Child i Kukarracha). Co ciekawe te zmiany stylistyczne na prawie
półtoragodzinnym albumie nie gryzą się ze sobą, co może oznaczać, że jednak
muzycy Pushking stanowią wspólny mianownik między utworami i nie są aż tak
bardzo w tle, jak mogłoby się wydawać. Skoro już mowa o długości krążka, to
można było się zastanowić, czy trzeba koniecznie upchać na nim 19 kompozycji,
zwłaszcza, że nie wiązało się to aż tak z ilością zaproszonych muzyków (Hughes
zaśpiewał w aż czterech kawałkach, Dan McCafferty i Billy Gibbons w dwóch).
Inna sprawa, że patrząc na dostępne na Spotify płyty zespołu można dojść do
wniosku, iż godzinne popisy stanowią dla nich standard.
Czy warto sięgnąć po The World As We Love It? Myślę, że warto (dodam, iż można go
nabyć za naprawdę przystępną cenę), choćby dla samego przekonania się, jak
sobie poradzili nasi ulubieńcy oraz czy rosyjska muzyka rockowa potrafi się
obronić.
brzmienie tego kawalka z linka spoko, nawet jesli bardzo sztampowy rockowy numer. ale fajnie sie tego slucha. tylko za cholere nie potrafie powaznie traktowac numeru, w ktorym pojawia sie slowo kukurracha xD
OdpowiedzUsuń'Ku ku ku ku euro zbuku" ;). Na całym albumie jest sporo sztampy, ale słucha się całkiem przyjemnie.
Usuń