31 lipca 2013

Toż to Toto… I to w Polsce!

Tym razem mały eksperyment, czyli relacja z koncertu po upływie ponad miesiąca od tego wydarzenia. Zatem powinno być teoretycznie bardziej obiektywnie, po ochłonięciu i kalkulacji co tak naprawdę nam się podobało, a co łykaliśmy niczym młode pelikany pod wpływem chwili. Tylko jak tu pisać obiektywnie o potrójnie fascynującym wydarzeniu? Ale po kolei – Koncert z okazji 35-ciolecia Toto, Atlas Arena, Łódź, 25 czerwca 2013 r.




Po pierwsze, na występ Steve’a Lukathera wybierałem się już od ładnych 3 lat i jakoś nigdy nie mogłem dotrzeć. Dlatego też skoro już pojawił się w moim mieście i to w towarzystwie tak znamienitych kolegów – nie mogłem odpuścić i pełen determinacji zdobyłem bilet. 35-lecie jednej z ulubionych kapel to wydarzenie nie byle jakie, prawda? Zwłaszcza, że miałem okazję słyszeć nagrania z trasy i wszyscy brzmieli fantastycznie. Szkoda tylko, że nie udało im się powtórzyć zabiegu z 20-lecia zespołu, gdy w składzie byli zarówno oryginalny wokalista – Bobby Kimball – jak i podbijający z Toto listy przebojów w latach 1986 – 88 – Joseph Williams. Tym razem na pokładzie był sam Williams. Taktycznie to oczywiście dobry wybór – Lukather i Kimball nie przepadają za sobą, poza tym Bobby ma już prawie ’70 lat i cóż… albo ma dobre noce, albo naprawdę fatalne. Niemniej smutno mi, że oryginalny wokalista Toto koncertuje solo i świętuje „35-lat Hold the Line” -.-‘.

Po drugie, jak grom z jasnego nieba spłynęła wiadomość, że Toto, którego sprzęt rejestrujący nie dotarł w porę do Francji, postanowiło nagrać koncert w Polsce i docelowo ma go wydać na początku 2014 r. na DVD. Pomimo obaw o zbytnim oświetleniu publiczności (fakt – było trochę za jasno) i nachalności kamer (te na szczęście upodobały sobie muzyków i osoby z gracją machającymi cylindrami a’la Paich), podekscytowanie związane z opcją posiadania „wiecznej pamiątki” z występu było zdecydowanie silniejsze. Oczywiście o ile zespołowi uda się ów wydawnictwo stworzyć. Wszak już w ubiegłych latach zarejestrowano dwa koncerty, których nie udało się upublicznić, podobno w związku z konfliktem prawnym między Toto a Sony. A może po prostu członkowie zespołu lubią się pastwić nad fanami i śmieją się szatańsko oglądając te materiały w domowym zaciszu ;). Poza tym kręcenie DVD wiązało się z miłym i raczej niespodziewanym bonusem. Cytując Lukathera:

"Do you know that we're shooting a DVD tonight, right?" 
<wrzawa> 
"And you know that's because we love you, right?" 
<jeszcze większa wrzawa> 
“So we're gonna do once again two songs, cause we FUCKED THEM UP"
<szaleństwo>

Miło wiedzieć, że zespół zamiast robić dogrywki w studio woli po prostu zagrać jeszcze raz na żywo :).

Po trzecie wreszcie, 25 czerwca David Paich obchodzi swoje urodziny. Zaprawdę powiadam Wam, że skoro mnie miło było uczestniczyć w spontanicznym odśpiewaniu Happy Birthday zmiksowanym ze Sto Lat i ogólnie małą zrozumiałą bełkotliwą euforią, to i Paichowi też chyba musiało się zrobić choć trochę cieplej na serduchu. Poza tym skonfundowany wyraz twarzy Lukathera podczas tego procederu był rozbrajający. Zabawniej wyglądał tylko cały zespół, który ewidentnie nie wiedział o co się rozchodzi przy kolejnych dwóch Sto Lat, tym razem już dla młodszego jubilata, czyli Toto ;).

Może teraz więcej o samym show. Wydaje mi się, że koncerty rocznicowe nie są zbyt łatwe do przygotowania dla zespołów, zwłaszcza pod względem setlisty (no chyba, że należysz do pewnego zespołu na „Q”, dla którego udany koncert = jak najwięcej rytmicznego klaskania i tupania + zawsze przewidywalny set) – musi być zarówno hiciarsko, ale i przekrojowo. O element zaskoczenia też jest chyba trudniej. Toto jednak ta sztuka się udała. Obok obowiązkowych pozycji (Rosanna, Africa, Hold the Line, I’ll Be Over You) znalazło się miejsce dla mniej wyeksploatowanych kompozycji (Falling in Between, Wings of Time, Hydra/St. George and the Dragon), a nawet nigdy nie granej wcześniej na żywo – It’s a Feeling. Przez chwilę łudziłem się, że zaśpiewa ją Steve Porcaro, ale niestety jest chyba zbyt nieśmiały. Inna sprawa, że Joseph Williams sprawdził się świetnie w tej piosence. Warto nadmienić, że także te znane oraz lubiane przeboje zostały odświeżone przez nowe aranżacje (akustyczne 99 czy 10-ciominutowa Africa!).

Sam zespół był przez cały czas w doskonałych humorach, grał dynamicznie i z pazurem. Joseph Williams brzmi, jakby został żywcem wyjęty z 1986 r., Lukather każdy utwór przyprawiał natchnionymi solówkami rodem z Kingdom of Desire, a jeśli chodzi o Davida Paicha… cóż zaczynam się zastanawiać czy jest lepszym tancerzem (w tej kwestii dorównuje mu chyba tylko Steve Porcaro) czy klawiszowcem :P. Simon Phillips ma na zawsze mój podziw za to, że potrafi zagrać jedną ręką to, czego wielu perkusistów nie potrafiłoby dwoma. Z kolei Nathan East to klasa sama w sobie. Choć oczywiście miło by było zobaczyć na scenie zdrowego Mike’a Porcaro, to jednak trzeba przyznać, że East godnie go zastępuje. Dodam jeszcze, że energia zespołu udzielała się także widzom zgromadzonym w Atlas Arenie przez blisko 2,5 h koncertu. Dawno nie widziałem tyle „zdrowego” entuzjazmu na widowni.

Minusy? Na pewno wspomniany już brak Kimballa (pomimo jego dość średniej obecnie formy wokalnej), na pewno „genialny” pomysł, by bilety na trybunę były ok. 120 zł droższe od biletów na płytę (przez co trybuny świeciły pustkami) i na pewno zbrodnia jaką było zagranie zaledwie minuty Goodbye Elenore i Child’s Anthem (niemniej wiem, że gdyby grano je w całości, to zabrakłoby miejsca dla innych perełek). Naturalnie brakowało mi kilku piosenek (np. tytułowej z Isolation), niemniej to już wyłącznie kwestia gustu, a wiadomo, że wszystkiego zagrać się nie da, chyba że jesteś Springsteenem ;).

Setlista:

01. On the Run (with excerpts of Child’s Anthem)/Goodbye Elenore
02. Goin’ Home
03. Hydra
04. St. George and the Dragon
05. I’ll Be Over You
06. It’s a Feeling
07. Rosanna/Lukather Solo
08. Wings of Time
09. Falling in Between
10. I Won’t Hold You Back
11. Pamela
12. 99
13. Paich Solo/White Sister
14. Better World (Parts I, II & III)
15. Africa/East Solo
16. How Many Times
17. Stop Loving You
18. Phillips Solo/Hold the Line
---
19. Home of the Brave
---
20. Pamela
21. White Sister

Personel:

Steve Lukather – gitara, wokal
David Paich – instrumenty klawiszowe, wokal
Joseph Williams – wokal
Simon Phillips – perkusja
Steve Porcaro – instrumenty klawiszowe
Nathan East – gitara basowa

Na koniec mój faworyt z tamtego dnia i nie-taki-znów-hit:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz