31 marca 2012

Szacunek ludzi ulicy - Oh, Freddie would love it!




Chciałoby się rzec, że Queen jest marką samą w sobie, jest nazwą i muzyką kojarzoną na całym świecie. Któż nie zna We Will Rock You i We Are The Champions? Niestety ostatnio (od dobrych 2-3 lat) nachodzą mnie wizje takich wypowiedzi:



- Ty, stary słyszałeś We Are The Champions?
- No ba, Crazy Frog świetnie to wymyślił

- Ale fajna piosenka w reklamie Pepsi!

Czy w końcu:

- Adam Lambert i jego Bohemian Rhapsody wymiatają

Wypowiedzi jak się wydaje o tyleż nietrafnych, co uzasadnionych, a to za sprawą polityki Briana „Kudłatego” Maya i Rogera „Głuchego” Taylora. Otóż panowie po roku 1997, kiedy to ukazał się utwór No-One But You (Only The Good Die Young) i gdy John Deacon wystąpił z Queen po raz ostatni, dość skutecznie szargają dobre imię zespołu. Prześledźmy wspólnie dorobek artystyczny panów Maya i Taylora w latach 2000 – 2012 (okrojony o występy telewizyjne i różnego rodzaju Hall of Fame, których było mnóstwo). Zapnijcie pasy, bo już zaczynamy mocnym uderzeniem:

1. 2000 – Queen + 5ive – We Will Rock You 
- czyli urocza kolaboracja z boybandem. Twór utworzony z inicjatywy znanego na całym świecie łowcy antytalentów – Simona Cowella, miał zapewne zyskać na kolaboracji z gwiazdami rocka. Oczywiście zyskał – singiel z odświeżonym We Will Rock You dotarł do pierwszego miejsca list przebojów, zaś podczas BRIT Awards (gdzie zespołowi – tu pomijam toczące się dysputy nad tym, czy boyband zasługuje na miano zespołu – towarzyszyli muzycy Queen) zgarnęli nagrodę za  Best Pop Act. Co natomiast zyskał Queen? Zapewne intencją Briana i Rogera było przypomnienie się fanom, pytanie brzmi – dlaczego w taki właśnie sposób? Nie mam pojęcia. Aha, żebyście nie myśleli sobie, że nasi dziadkowie wypromowali gwiazdy muzyki – 5ive rozpadli się niespełna rok po szumie związanym z WWRY, wracając na krótko w latach 2006-07. Zastanawiałem się, czy zaprezentować Wam wersję livei, czy teledysk do wersji studyjnej. W końcu postawiłem na wideoklip – występ na BRIT Awards i tak był z playbacku, za to w klipie Brian i Roger są bardzo fajnie zaprezentowani na ścianach wieżowców. Watch your back, we got Queen on this track! Jezu…


2. 2001 – Queen + Robbie Williams – We Are The Champions (A Knights Tale)
- muzyka Queen pojawiała się w filmach nader często. Jednak przy Obłędnym Rycerzu postanowiono nagrać odświeżoną wersję z Robbiem Williamsem. Cóż… nowoczesna aranżacja i wokal niespecjalnie spodobały się fanom, John Deacon również nie był zachwycony, czemu ośmielił się dać wyraz na łamach prasy. Mnie wspomniana wersja również się nie podoba, ale muszę przyznać, że teledysk jest całkiem pomysłowy i aż żal, że nie ma w nim staruszków z Queen.


3. 2002 – We Will Rock You – Super fantastic musical!
- tutaj chyba nie mogę się przyczepić, zwłaszcza, że samego musicalu, poza audience recording mizernej jakości, nie widziałem. Słyszałem za to niektóre utwory z niego pochodzące zwłaszcza, że Brian (przede wszystkim) i Roger uwielbiają po dziś dzień występować gościnnie z różnej nacji obsadami. No i tu już mogę stwierdzić, że rockowo raczej nie jest. Niemniej pieniążków spływa dużo, nagrody są, publiczności się podoba, więc gra gitara. Zapomniałbym o tym, jak bardzo intrygująca i nieszablonowa jest fabuła spektaklu – gdzieś w przyszłości, korporacja Globalsoft wysyła masom muzykę generowaną przez komputery. Śpiew, gra na instrumentach i inne formy ekspresji są zakazane. Grupa młodych buntowników postanawia jednak odnaleźć starodawne teksty traktujące o muzyce. Znajdują również instrumenty, postanawiają wyzwolić świat! Cóż za nowatorski pomysł, nieprawdaż? ;)  



4. 2002 - Queen’s Day
- czyli występ zespołu podczas darmowego koncertu z okazji urodzin holenderskiej królowej Beatrix (wprawdzie królowa Beatrix urodziła się w styczniu, jednak Holendrzy zawsze świętowali dzień królowej na powietrzu. Stąd przeniesienie imprezy na 30. kwietnia, czyli dzień koronacji monarchini). Dość jarmarcznie i bez wigoru ze strony muzyków. Zaproszeni goście (Patti Russo, Trijntje Oosterhuis) również nie zachwycili. W dodatku Brian nie mógł się powstrzymać, by nie zabrać w podróż do Holandii chórzystek – Susie Webb i Zoe Nicholas. Materiał dla zatwardziałych kolekcjonerów.

 
5. 2003 – Pavarotti & Friends oraz 46664
- oba przedsięwzięcia charytatywne, więc udział dziadków się chwali. Podczas pierwszego Queen wsparł sam Luciano Pavarotti (wykonując z Brianem Too Much Love Will Kill You) oraz Zucchero (w We Are The Champions). Szału nie było, ale tez niespecjalny festyn. Natomiast 46664 warto odnotować ze względu na premierę trzech kawałków napisanych przez muzyków Queen – Invincible Hope, 46664 – The Call oraz sławnego Say It’s Not True, które przez wielu przeciwników projektu Queen + Paul Rodgers uważa za jedyną pieśń, która brzmi jak Queen. Jakby ktoś mnie chciał zapytać o zdanie – dla mnie to tani wyciskacz łez.


6. 2004 – Reklama Pepsi
- czyli We Will Rock You w wykonaniu gladiatorek – Pink, Beyonce i Britney Spears, z boskim Enrique w roli Cezara i Brianem oraz Rogerem siedzącymi na trybunach wśród plebsu. Pełna wersja reklamy trwała aż 3 minuty, po co? Tego nie wie nikt. Artystycznie nie powaliło i znów dziadkom wstydu przysporzyło. Zdaniem Taylora przedsięwzięcie było pomysłem gitarzysty. Ten ostatni zaś bezczelnie wymigiwał się od całego zajścia żartując, że Roger nie miał pieniędzy…

 
7. 2004 – 2009 – Queen + Paul Rodgers

- czyli nutka rocka w dekadzie festynu. Panowie zagrali wspólnie na żywo po raz pierwszy podczas UK Hall of Fame w 2004 r. (Brian wcześniej kilkukrotnie towarzyszył Rodgersowi podczas różnych wystąpień, zaś wszyscy trzej współpracowali przy nagrywaniu charytatywnego singla Smoke on the Water w 1989 r.) wykonując We Will Rock You, We Are The Champions i All Right Now. Uznali iż między nimi była niesamowita chemia i trzeba to wykorzystać ruszając w trasę koncertową. Pomysł zdaniem niektórych bardzo zacny, zdaniem innych tragiczny, bo to szarganie pamięci Freddiego, a Brian i Roger przecież mogą śpiewać sami. No i bez Johna to nie to samo… i nie można używać nazwy Queen, jeśli nie koncertuje się z Mercurym na telebimie i bez basisty, skoro Deacon nie chce grać. Szczęśliwie Brian i Roger mieli na to radę – Freddie śpiewał z telebimu Bohemian Rhapsody ;). Zanim jednak do tego doszło, cały (przynajmniej polski) światek Queen zasiadł przed Internetami, żeby obejrzeć urywki przedtrasowego koncertu grupy podczas 46664 w 2005 r. Nie ukrywajmy, że nie było rewelacyjnie – Paul nie znał tekstu do Tie Your Mother Down, urocza Katie Melua  przesłodziła Too Much Love Will Kill You, a chór głodujących murzyniątek nie mógł nie zepsuć WWRY i WATC. Niemniej – Paul miał jeszcze troszkę czasu na naukę, a resztę głównie popsuli goście. Muzycznie było pięknie.

Podsumowaniem trasy 2005/06 były wydawnictwa Return of the Champions i Super Live in Japan (ten drugi oczywiście z lepszą set listą). Zaprawdę powiadam Wam – Paul Rodgers śpiewać potrafi, ma swój styl i Freddiego nie udaje. Miło też było usłyszeć jego największe hiciory z udziałem Red Special (podobno Brian i Roger postulowali o podzielenie set listy po równo na piosenki Queen oraz Free/Bad Company, ale wokalista się nie zgodził).
Kolejny świetny news głosił – nagrywamy studyjny album. Wow, premierowy materiał od przeszło 10 lat… Co prawda efekt końcowy nie był aż tak ekscytujący – parę fajnych rockerów, parę totalnych nieporozumień, a to co najlepsze napisał Rodgers… pięknie. Oczywiście po wydaniu albumu pora była na ruszenie w trasę. Szczęśliwie miałem okazję w niej uczestniczyć i pomimo świadomości niedociągnięć muzyków – byłem oczarowany i przez półtorej godziny nieważne było, że set niezmienny i nie taki, że We Believe i Say It’s Not True i że nie wskrzesili Freddiego… Zapisem z trasy jest DVD – Live in Ukraine, którego okładka rzeczywiście przywodzi na myśl ruskich ze stadionu. Poza tym kto wydaje pierwszy koncert, gdy muzycy nie są zbyt zaprawienie w bojach i wszystko jest dość niemrawe (ze zręcznie łataną publicznością na czele)?
W końcu nadszedł rok 2009 i Paul powiedział do widzenia, ale zaznaczył, że chętnie okazyjnie wróci. Oficjalnie, jak zwykle w przypadku Rodgersa, ten projekt z założenia miał trwać tak krótko. Nieoficjalnie – Rodgers chciał sięgać po mniej znane utwory Queen, a Brian chciał klaskania przy Radio Ga Ga.  

 
8. Brian May + Kerry Ellis
- tutaj krótko – wielkim fanem nie jestem, ale traktuję to jako osobny projekt Maya i mimo wszystko jeden z bardziej udanych. Musicalowo, orkiestrowo… może nie jest to najlepsze wykorzystanie Red Special, ale jednak ma wartość artystyczną


9. Queen + Adam Lambert

- nawet nie chcę się rozpisywać. Najpierw się nim zachwycili podczas American Idol. Potem zaprosili go do występu podczas EMA w Belfaście. Aż w końcu pełni radości i podniecenia stwierdzili, że wystąpią z nim w Moskwie i podczas Sonisphere i że Freddie would love it! – tekst, który ostatnimi czasy jest bardzo nadużywany przez Maya. Pomijając wątpliwy talent pana Lamberta zastanawiam się jak oni sobie to wyobrażają i jaki dobór piosenek przygotują. Poza tym, czy naprawdę wierzą, że zyskają tak nowych fanów...? I że nie stracą starych… Znamienne jest to, że Sonisphere w Wielkiej Brytanii został odwołany (czyżby za mało chętnych na Adama?). Jednak muzycy się nie poddają, będą szukać innego miejsca. 

Żal żenada…


 10. Brian May + Dappy
- sam Brian jest zachwycony współpracą z raperem, część fanów (zwłaszcza Dappyego) również, nawet krytycy są dobrego zdania. A ja się cieszę, że to tylko jedna piosenka, w której na dodatek gra Maya jest mocno schowana w produkcji… cóż… bywa i tak.


 Jak widać przez ostatnie 12 lat zespół Queen miał cokolwiek wspólnego ze swoimi korzeniami tylko podczas współpracy z panem Paulem Rodgersem. Co więcej, jest to jedyna kolaboracja „z równym sobie”, z człowiekiem, który nie potrzebował zespołu dla zdobycia sławy, który grał z Brianem i Rogerem dla muzyki samej w sobie.


Osobną kwestią jest polityka wydawnicza zespołu, którą można podsumować mniej więcej tak:

- 2,5 nowych wydawnictw koncertowych (Queen On Fire – Live at the Bowl, Queen Rock Montreal oraz reedycja Wembley z piątkową nocą)

- reedycje albumów studyjnych z zatrważająco małą ilością bonusów (średnio 5-7 utworów na album, z czego większość dodatków jest już powszechnie znana lub pochodzi z innych wydawnictw, zwłaszcza koncertowych)
- miliard składanek, które nie wnoszą nic nowego
Zapowiadanej antologii nie doczekamy się chyba już nigdy, zaś projekt w stylu Made in Heaven II zarzucono, by nie wyciągać pieniędzy od fanów… bez komentarza.

Podsumowując – zespół Queen toczy się w dół po równi pochyłej i mam wrażenie, że do śmierci panów Maya i Taylora nie uświadczymy żadnych, długo oczekiwanych wydawnictw. Zastanawia mnie tylko jedno – czy oni święcie wierzą, że robią wszystko co najlepsze dla fanów, czy są aż tak głusi i łasi na kasę…



4 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żeś taki sobie ulubiony zespół wybrał to teraz cierp.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten cover "We will rock you" wykonany przez hmmm.... "Five" (?). Kopie dupsko solidnie. Wiadomo, że to nie to samo ale czyż nie na tym polegają covery? Myślę, że Freddy byłby zadowolony :D

    OdpowiedzUsuń