16 marca 2012

Nosferatu

Film Nosferatu – symfonia grozy F. W. Murnaua z 1922 r. jest dziełem szczególnym i to nie tylko artystycznie, jako jeden z najwybitniejszych tworów niemieckiego ekspresjonizmu oraz jeden z pierwszych filmów grozy w ogóle, ale także pod względem prawnym. Otóż Murnau nie wykupił praw autorskich do powieści Drakula Brama Stokera, której Nosferatu jest adaptacją. Czarna wdowa po Stokerze – Florence – wytoczyła powództwo przeciwko twórcy obrazu. Wygrała sprawę i o mały włos nie miałbym dzisiaj o czym pisać na moim cudnym blogu. Zarządzono bowiem zniszczenie wszystkich kopii filmu, jednak szczęśliwie rynek bootlegowy działał sprawnie już na początku XX w. i parę egzemplarzy przetrwało. Dziś Nosferatu jest już dobrem publicznym i możemy oglądać je ile dusza zapragnie.


W dalszej części wywodów wyjawione są szczegóły fabuły! Więc jeśli ktoś nie widział tego dzieła i nie chce sobie spaczyć wyobrażenia o filmie, to niech nie czyta, o!
 
Deep in the heart of Germany…

…a dokładniej rzecz biorąc w położonym nad Bałtykiem Wismarze (czyli bardzo w sercu Niemiec) Thomas Hutter (Gustav von Wangenheim), pracownik agencji nieruchomości, żyje sobie spokojnie wraz ze swoją uroczą (jak na Niemkę) żoną Ellen (Greta Schröder). Niestety sielankowy żywot małżonków mąci Knock (Alexander Granach) – pracodawca pięknego Thomasa i zwariowany stary dziad zarazem. Informuje on głównego bohatera, że niejaki graf Orlok (w tej roli niesamowity Max Schreck – nie mylić z sympatycznym ogrem) chce kupić przystojny dom położony naprzeciwko posesji Hutterów. W związku z tym Thomas musi wybrać się aż na samo zadupie Karpat w celu sfinalizowania transakcji. Bohater sceptycznie podchodził do pomysłu, wszak wolałby spędzać czas na igraszkach z Ellen, niż na podróży bezdrożami. Jednak w końcu decyduje się podjąć wyzwania – Knock płaci dobrze, a żona choć piękna, to jednak jest Niemką, więc szału nie ma.

From far off Transylvania… Nosferatu – Rumun z Karpat!

Podczas swej podróży Hutter trafia do oberży, w której Józef Piłsudski (wiecie, że ciemniejszy napis oznacza hiperłącze?) przestrzega go, by nie ruszał dalej, gdyż w Karpatach fruwają duchy i biegają wilkołaki (perfekcyjna kreacja hieny!). Thomas biorąc to za banialuki, następnego dnia udaje się w dalszą drogę do Transylwanii, jednak nikt nie chce go przewieźć do zamku grafa Orloka. Nic w sumie dziwnego, też bym się brzydził jazdy do tandetnego pałacu brudnego Rumuna… Koniec końców sam Nosferatu, w przebraniu Włóczykija podwozi młodzieńca do własnego zamku. 

Chwilę później, używając  cygańskiej magii wita miłego gościa u progu swego domu (tym razem w czapce biskupa) i zaprasza go na całonocną libację. Podczas wieczerzy Thomas kaleczy się w palec, co skutkuje ekstazą wampira, który ledwo opanowuje żądzę krwi. Niedługo po tym incydencie Orlok podpisuje umowę, przypadkiem natrafia na zdjęcie ukochanej Huttera. Wtedy też pada kluczowa wypowiedź tego niemego filmu – Your wife has a beautiful neck (lub w innej wersji …beautiful throat…).

Później tej nocy sprawdziło się stare przysłowie, że z Rumuna zawsze cygaństwo wypełznie (czy jakoś tak) i Graf Karpat postanawia się posilić. Ponadto Hutter odkrywa dzięki tajemniczej Księdze Wampirów (dla wzmożenia efektu pisana gotykiem, więc za cholerę nie można odczytać co jest w niej napisane), że oto jest uwięziony w zamczysku Ziganen-wampira i że może nie przeżyć tej nocy! Jednak w tym samym czasie w Wismarze Ellen wstrząsnęła delirka i używając magii telepatycznie wzywa swego męża. Ten oto zabieg powstrzymuje Orloka przed atakiem.

My crew is dead – I fear the plague…

Następnego ranka zarówno antagonista, jak i protagonista postanawiają opuścić Karpaty. Ten pierwszy czyni to w trumnie pełnej szczurów i przeklętej ziemi, drugi jest niewiele lepszy, bo wylatuje przez okno i spada z góry. Thomas budzi się w Lazarecie, gdzie majaczy o trumnach, ziemi i szczurach, po czym postanawia czym prędzej wracać do swojej małej ojczyzny (przemilczmy fakt, że po upadku powinien mieć przynajmniej złamane obie nogi). W międzyczasie pracodawca Thomasa – szaleniec Knock… oszalał i wylądował w areszcie pilnowany przez Piłsudskiego. Fakt ten miał się okazać fatalny w skutkach… Knock nie będzie mógł pomóc swojemu Panu…

Natomiast graf Orlok płynął sobie wesoło statkiem w kierunku swego nowego domu, przy okazji obdarowując Europę dżumą. Wkrótce cała załoga oprócz mata i kapitana ginie od plagi. Pozostali przy życiu podejrzewają, że liczne zgony mogą mieć związek z trumną i szczurami (cwaniaki, nie?). Wkrótce przepiękny hrabia ujawnia swoją postać, czym motywuje mata do wyskoczenia za burtę, zaś kapitana do przywiązania się do steru. Summa summarum wszyscy giną i Orlok po raz kolejny zostaje osamotniony. Dociera w końcu do Wismaru i niepostrzeżenie przemyka się do swojej siedziby. Jak trup o długich szponach niosący trumnę może przemknąć niezauważony – nie wiem… Rumuni mają sposoby.

Only a woman can break his spell…

Miejska starszyzna wysuwa straszliwe wnioski – plaga przypłynęła wraz z martwą załogą statku (podziwiam bystrość umysłów tych ludzi, doprawdy). Dziwnym trafem dochodzenie przeprowadzono bez podstawowych środków ochrony indywidualnej (specjalna odzież, obuwie), a i tak nikt z mędrców nie umarł…
Tymczasem do domu wraca Hutter i dostaje opieprz od żony za to, jakiego piwa nawarzył. Zaraza opanowuje całe miasto, więc dzielna Ellen postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i rozszyfrować gotyckie zapiski Księgi WampirówTo kill a vampire a young woman must give her blood to a vampire and distract him so until the first crow of the cock – Aby zabić wampira młoda kobieta musi oddać mu swoją krew oraz odwrócić jego uwagę aż do pierwszej wrony kutasa. Trochę bez sensu, ale jak już wspominałem, gotyk ciężko odczytać. 

Aby rozładować napięcie Murnau uraczył widza sceną ucieczki Knocka. Starzec biega po dachach, lasach i łąkach, ale i tak w końcu zostaje pojmany i doprowadzony na posterunek Piłsudskiego. 

Tymczasem Ellen odziana w ponętną koszulę nocną a la poszewka na kołdrę (szkoda, że nie miała szlafmycy). Wygląda przez okno i kusi swojego nowego sąsiada. Wyposzczonemu wampirowi niewiele do rozochocenia potrzeba, więc czym prędzej zjawił się w domu Hutterów. Dziwi mnie trochę to, że nie wyssał krwi połowie zarażonego miasta tylko czekał na nieprzedniej urody Ellen. No ale pewno się zakochał, czy coś. Tak czy owak wyssał z dziewczyny krople życia, po czym okazało się, że został zbyt długo – nadeszła pierwsza wrona kutasa i promienie porannego słońca dokonały żywota Nosferatu. Wnet do domu powraca Thomas z doktorem Bulwer(s)em, jednak jest już za późno… Niemniej z drugiej strony – wielka zaraza dobiegła końca.

 

One last goodbye… czyli trochę bardziej merytorycznie

Nosferatu dane mi było obejrzeć stosunkowo niedawno i muszę przyznać, że ciągłe pochwały jakie słyszałem na temat tego filmu sprawiły, że moje oczekiwania względem niego zostały rozpalone, przez co oczywiście się rozczarowałem. Są jednak dwa aspekty absolutnie fenomenalne.

Pierwsza, to oczywiście niesamowita kreacja Maxa Schrecka, który wcielił się w tytułowego bohatera. Zagrał tak przekonująco, że podejrzewano go o to, iż naprawdę jest wampirem. Smaczku niewątpliwie dodaje to, że o samym Schrecku też niewiele wiadomo, a także fakt, iż aktor bardzo zaangażował się w przygotowania do roli – podobno cały czas chodził w pełnej charakteryzacji oraz sypiał w drewnianych skrzyniach (niestety bez ziemi i szczurów). Trzeba przyznać, że rola była dość wymagająca, a Schreck sprostał zadaniu i przyćmił pozostałych aktorów.

Drugim aspektem, który mnie oczarował jest muzyka, która stanowi ważny element każdego filmu, a zwłaszcza filmu niemego. Co prawda oryginalna ścieżka dźwiękowa skomponowana oraz skompilowana przez Hansa Erdmanna w większości zaginęła i dzisiaj możemy jedynie usłyszeć rekonstrukcje oryginalnej kompozycji lub też twórcze podejścia poszczególnych muzyków. Osobiście miałem przyjemność obcować z wersją stworzoną przez Timothy’ego Howarda. Minimalistyczna, w całości oparta na organach muzyka idealnie oddaje klimat filmu, a co ciekawe przez niemal półtorej godziny nie powtarza się ani jeden motyw muzyczny! Coś wspaniałego.

Czy Nosferatu nadal straszy? Cóż, mnie nie. Wręcz przeciwnie, znak czasu powoduje, że nie potrafię oglądać tego filmu bez cienia uśmiechu przy niektórych scenach. Poza tym jak już wspomniałem, zbyt pochlebne opinie jakie słyszałem o dziele Murnaua spowodowały lekkie rozczarowanie obrazem. Tak przynajmniej sądziłem. Dzisiaj dostrzegam, że wciąż żyję tym filmem, nie wyleciał mi z pamięci, a nawet dość często powraca. Bez wątpienia przygody grafa Orloka, młodego Thomasa i dzielnej Ellen o czystym sercu są godne obejrzenia. Nie będzie to czas stracony!  
 

3 komentarze:

  1. a mnie muzyka jakoś nie urzekła. Ale Orlok i jego długie ponętne palce... <3

    OdpowiedzUsuń
  2. czemu "wrona kutasa" ? nie rozumiem słów

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. crow of the cock - pianie koguta. Niemniej "crow" to także wrona,a "cock" to wulgarne określenie na członek. Stąd "wrona kutasa".

      Usuń