20 lutego 2012

Lol, rotflmao, pwnd! :( [*]

Jak dawno mnie tu nie było, aż wszystkie kartki pożółkły, a w kałamarzu atrament wysechł. Nie martwcie się jednak Wy, te dwie, trzy osoby, które to czytają – powróciłem. Chociaż nie ukrywam, że do napisania skłoniła mnie okoliczność smutna. Niemniej do sedna – dzisiaj będzie o abrewiacjach (pamiętacie post o pisaniu książki doktrynalnej? No właśnie…) oraz emotikonach (memy przemilczę, bo nie rozumiem ich fenomenu). 

Wszelkiej maści skrótowce: Lole, pwnd-y, rotfle, z/w oraz masa innych na trwałe przeniknęła do naszego języka. Myślę, że nie ma w tym nic dziwnego i nadzwyczajnego. Nie ganię tego, oczywiście o ile stosowane są z umiarem, sam też je stosuję, bo o ile łatwiej jest napisać zwizo zamiast zaraz wracam, idę zjeść obiad. Nieco bardziej drażliwy jestem na punkcie stosowania skrótów w mowie (oczywiście innych niż itp., itd.), choć nie ukrywam, iż pewnie parę razy w życiu wyrwał mi się kretyński akronim.

Podobnie zresztą jest z emotkami (zastanawiam się, czy można ich użyć w mowie) – przydają się podczas rozmów, by nadać przekazywanym treściom odpowiednie emocje i ton. Oczywiście tutaj też musi być jakiś umiar, zarówno jeśli chodzi o ilość jak i o jakość  buziek. Moim zdaniem nienajlepszym sposobem komunikowania się jest wklejanie 15 tysięcy uśmieszków i jęzorków przy niecałej linijce tekstu. Poza tym nie przepadam za korzystaniem z szerokiej gamy różnego rodzaju bezsensownych obrazków, raczej dążę do nadania mojej wypowiedzi odpowiedniego zabarwienia. Choć nie powiem – okazjonalnie skorzystam z <olaboga>, czy innej <załamki> (nie wspominając o <prysznicu> i <dresiku>).

Teraz pozwólcie, że po tym przydługim wprowadzeniu przejdę do meritum, a mianowicie do tego, co sprowokowało mnie do napisania tej oto notki -> [*]. Ludzie… litości… błagam… O ile nie widzę nic złego we wszelkich abrewiacjach, choćby nie wiem jak bezsensownych i wcale ni ułatwiających sprawy, jak jestem w stanie przeżyć masę śmiesznych emotikonek, tak „znicza” nie potrafię ogarnąć. Zwłaszcza, gdy widzę trylion takowych na fejsbuczku i 10 tysięcy jako opis na gg. Czy to w jakikolwiek wyraża szacunek do osoby zmarłego? Żal? Ciepłe uczucia w kierunku bliskich? Chyba nie za bardzo. Osobiście uważam, że jeżeli już jakoś chcę się podzielić refleksją, chcę wyrazić smutek i żal, to już raczej napiszę parę słów na facebooku, ba nawet zwieńczę to „:( [*]”, ale żeby zostawiać tylko to? Szczerze powiedziawszy budzi to mój niesmak zwłaszcza, gdy nie jest to wyjątkiem w morzu pięknych słów. Apeluję o umiejętność werbalizowania uczuć. Myślę, że warto.  

[*] :( 

2 komentarze:

  1. Miś, jeśli umrę - proszę, żebyś w mym imieniu dał w łeb każdej jednej osobie, która umieści [*] na moim fejsbukowym wallu.
    Z poważaniem, Twoja J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawiązując do tematu świeczek - w pełni zgadzam się z wyrażanym przez autora poglądem w tym względzie. Być może kiedyś za tym znakiem stało jakieś przesłanie czy emocje ponieważ ktoś go musiał wymyślić i zapewne miał ku temu powody. Te czasy jednak bezpowrotnie minęły i jedyne co się z tym kojarzy to bezmyślność i kompletny brak wyrazu. Najlepszą sytuacją związaną z tym znakiem na jaką natknąłem się w necie przytrafiła się na jednym z forów internetowych, które czytuję od czasu do czasu. Mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której jakaś znana i ceniona osoba (nie pamiętam w tej chwili o kogo chodziło) trafiła ciężko chora do szpitala. Jeden z użytkowników wrzucił link do artykułu na ten temat i jedną z pierwszych odpowiedzi miała następującą treść: "[*] - tak na wszelki wypadek". Po przeczytaniu tego commenta, jak to się mówi potocznie, witki mi opadły.

    OdpowiedzUsuń