od lewej: Lenny Castro, David Paich, Jenny Douglas-Foote, Steve Lukather, David Hungate, Joseph Williams,
Mabvuto Carpenter, Steve Porcaro, Shannon Forrest
fot.: oficjalny profil FB zespołu
|
Miło jest widzieć muzyków, którzy
powracają do naszego pięknego kraju. Tymbardziej, gdy nie wracają po kilkunastu
latach, a już na następnej trasie. Toto chyba postanowiło się „odwdzięczyć” za
sukces DVD „35-th Anniversary Tour: Live in Poland” [RELACJA Z KONCERTU W ŁODZI] [RECENZJA DVD] (co zresztą nadmienił sam Steve Lukather) aż dwoma
koncertami w Polsce – 23 czerwca we wrocławskiej Hali Orbita oraz 24 czerwca na
warszawskim Torwarze. Od razu wiedziałem, że na którymś z tych występów muszę
się pojawić, los chciał, że wylądowałem w Stolicy. Z perspektywy oceniam to
jako bardzo dobry wybór :).
Od ostatniej wizyty w Polsce
minęły niemal równo dwa lata, nic więc dziwnego, że w Toto pojawiły się –
niemal tradycyjne – zmiany personalne. Niezmienny pozostał trzon
Lukather-Paich-Porcaro-Williams, ostał się także Mabvuto Carpenter. Zespół
opuścili natomiast Nathan East, Simon Phillips (obaj w celu poszukiwania nowych
wrażeń w ramach solowych karier) oraz Amy Keys. Jednak tym razem ich
substytutami stali się muzycy, którzy z rodziną Toto mają bardzo wiele
wspólnego. Easta zmienił oryginalny basista grupy – David Hungate – który ostatnio
u boku kolegów grał w 1982 r., Keys została zastąpiona przez Jenny
Douglas-Foote (dawniej Douglas-McRae), wokalistkę towarzyszącą Lukatherowi i
spółce z mniejszymi bądź większymi przerwami od 1990 r. Na scenę powrócił
również – po trwającej niemal 30 lat przerwie – Fidel Lenny Castro na
instrumentach perkusyjnych (i jakże cenny to dodatek, wow! Nie sądziłem, że „przeszkadzajki”
mogą zrobić aż taką różnicę). Jedynym „świeżakiem” w składzie jest Shannon
Forrest – solidny bębniarz, ale zabrakło mi u niego trochę więcej finezji –
zastępujący na perkusji Keitha Carlocka, który zastąpił Simona Phillipsa
zastępującego Jeffa Porcaro ;). Także, jak już wspomniałem, wszystko zostaje w
rodzinie i skład jest chyba najbardziej „totowy”, jaki obecnie może być. To
bardzo dobrze.
Oprócz zmian personalnych
nastąpiły także dość spore roszady setlistowe. Miło jest widzieć działający
wiele lat zespół, któremu jeszcze chce się pogrzebać w swoim katalogów i oprócz
grania obowiązkowych hitów (w tym wypadku oczywiście Hold the Line, Africa,
Rosanna, Pamela oraz I Won’t Hold You Back) potrafi odkurzyć dawno
niewykonywany przebój, czy nawet bardziej zapomnianą piosenkę. Ponadto Toto
zdaje się rozumieć fakt, iż nazywając trasę „XIV Tour” wypadałoby jednak zagrać
więcej niż jeden utwór z albumu XIV [RECENZJA ALBUMU] (to przytyk do Pana,
Panie Cooper!). Na Torwarze
były to cztery kawałki – Running Out of Time, Burn, Great Expectations i Orphan.
Wprawdzie poza Burn żaden z wykonanych numerów nie należy do moich
faworytów na najnowszym krążków, ale… może to i nawet lepiej, Great
Expectations wydawał mi się niemożliwy do poprawnego wykonania na żywo, a
wywołał opad szczęki, z kolei Orphan pozwolił zabłysnąć Mabvuto Carpenterowi,
który przed dwoma laty wydawał mi się zbędnym dodatkiem do zespołu, podejście
to zdecydowanie się zmieniło (to jak Carpenter wczuwał się w muzykę i cieszył
każdym dźwiękiem było bezcennym widokiem).
W ramach odkurzonych i
zapomnianych utworów, zespół uraczył widzów takimi kompozycjami jak: Stranger
in Town, ciepłą balladą w wykonaniu Steve’a Porcaro Takin’ It Back (o ile się
nie mylę – po raz pierwszy na żywo!), sztandarowym klasykiem ery Kimball II –
Caught in the Balance, wzruszającym The Road Goes On, klimatycznym Georgy
Porgy. Znalazło się nawet
miejsce dla Without Your Love i fragmentu Can You Hear What I’m Saying. Osobiście
najbardziej ciekawiły mnie Stranger in Town oraz Caught in the Balance. Ten
pierwszy ze względu na fakt, iż zdaniem Lukathera jest to najgorzej
zaaranżowany studyjny kawałek Toto – trudno się z tym nie zgodzić – zatem byłem
bardzo ciekawy, jak zabrzmi na żywo (fantastycznie, praca basu wbiła mnie w
ziemię). Z kolei, jak już wspomniałem, Caught in the Balance „należał” do
Kimballa i był perłą w koronie koncertów trasy Livefields, zdecydowanie mniej
trasy Falling in Between Live, gdzie posiłkowanie się playbackiem było aż
nazbyt ewidentnie. Nie byłem przekonany czy Joseph Williams będzie w stanie
udźwignąć tak trudny kawałek i zaśpiewać go z odpowiednim pazurem. Nie dość, że
poradził sobie nad wyraz dobrze, to jeszcze zespół udowodnił, iż można ten
utwór wykonywać bez playbacku…
Natomiast zupełnie nie spodziewałem
się obecności Georgy Porgy, który w Warszawie zagrano po raz pierwszy podczas
trasy (i póki co ostatni, więc możemy czuć się wyróżnieni :)). Zatem zespół
pokombinował z setlistą również w trakcie trwania tournée – to baaardzo miłe.
Ostatecznie występ na Torwarze różnił się od tego we Wrocławiu aż trzema
kawałkami! (Georgy Porgy za
Never Enough, Caught in the Balance za Holy War oraz The Muse/White Sister za
On the Run/Child’s Anthem/Goodbye Elenore – osobiście absolutnie nie narzekam na
te zamiany). Również dawno niesłyszane The Road Goes On także
pozostawiło mnie pod silnym wrażeniem, chociaż tutaj pewnie swoje zrobiła
niestety aż poczwórna dedykacja dla zmarłych byłych członków zespołu – do tradycyjnej
dedykacji dla Jeffa Porcaro (perkusja 1977 – 92, zm. 1992) dołączyli Paulette
Brown (chórki 1985 – 87, zm. 1998), Fergie Frederiksen (wokal 1984 – 85, zm.
2014) oraz Mike Porcaro (bas), który w marcu tego roku przegrał walkę z ALS. Koncert
zwieńczyła zaś nieśmiertelna Africa, którą w tym sezonie wzbogaciło rozbudowane
solo Fidela Lenny’ego Castro, z kolei w zabawie wokalnej w rolę Nathana
Easta wcielił się Joseph Williams i wyszło mu… średnio. To trochę tak, jak z
białoskórymi raperami – niewielu potrafi ;).
Zupełnie inna była również
atmosfera koncertu i o ile fantastycznie było uczestniczyć w wielkiej,
bombastycznej, pełnej świateł produkcji DVD z okazji 35-lecia grupy, to równie
przyjemnym doznaniem był intymny (i nie chodzi tu o dość kiepską frekwencję) i
w pełni wyluzowany występ w Warszawie. Pojawiły się akcenty żartobliwego
zapowiadania muzyków, strzelanie min (zwłaszcza na linii Lukather-Castro i
Lukather-Porcaro), a już samego siebie przeszedł David Paich, „skradając się”
podczas Stranger in Town oraz szalejąc w Orphan, czy też „falujący” Lukather
zawsze wtedy, gdy akurat nie musiał zajmować się gitarą. Wydaje mi się zresztą,
iż Luke czerpie obecnie największą frajdę z występowania. Z kolei biedny Dave
Hungate, niczym klasyczny basista, w zasadzie cały czas stał w jednym miejscu.
Wprawdzie grał wspaniale, ale widać, że nie jest zwierzem scenicznym i trochę
przestaje dziwić decyzja o opuszczeniu grupy po olbrzymim sukcesie Toto IV. Z
innej beczki, ale nadal w ramach atmosfery – o wiele bardziej niż w Łodzi
przypadła mi do gustu gra świateł, zwłaszcza wygaszenia sceny i stosowanie lamp
punktowych podczas licznych tamtego wieczoru popisów solowych.
Zaprawdę powiadam Wam, że miło
było zobaczyć znowu Totosów na żywo. Pełnych energii, wyluzowanych,
uśmiechniętych, a jednocześnie z w pełni profesjonalnym podejściem do
wykonywanego fachu. Przy okazji nie popadli w rutynę – kilka starych hitów
odkurzono, zaprezentowano nowe utwory… cóż, tak to powinno wyglądać. Myślę, że
jeśli jeszcze do nas zawitają, to nie będę się ani chwili wahał nad tym, czy
wybrać się na ich koncert. I Wy też się nie wahajcie – tęskniący za Bobem
Kimballem sceptycy.
Fotorelacja z koncertu na stronie
CityFun24 – http://cityfun24.pl/zdjecia/zdjecia-z-koncertu-toto-w-warszawie/378667?ref=mb
Skład:
Steve Lukather – gitara, wokal
David Paich – instrumenty klawiszowe, wokal, instrumenty taboretowe ;)
Steve Porcaro – instrumenty klawiszowe, wokal
David Hungate – gitara basowa
Joseph Williams –
wokal, air guitar ;)
Shannon Forrest –
perkusja
Mabvuto Carpenter –
chór
Jenny Douglas-Foote –
chór
Setlista:
Intro
Running Out of Time
I'll Supply the Love
Burn
Stranger in Town
I Won't Hold You Back
Hold the Line
Porcaro’s Solo/Takin'
It Back
Georgy Porgy
Paich’s Solo
Pamela
Great
Expectations/Can You Hear What I’m Saying/Great Expectations (reprise)
Without Your Love
Little Wing Solo
(Luke)
Caught in the Balance
The Road Goes On
Orphan
Rosanna
---
The Muse
White Sister
Africa
PS: Wielkie podziękowania dla kapituły konkursowej CityFun24 za
docenienie mojego peanu na cześć Steve’a Lukathera i obdarowanie mnie biletem, który w dodatku okazał
się być biletem na Golden Circle <3. Dziękuję, drogę pod samą barierkę
znalazłem samodzielnie ;).
PS2: Koncert Toto stał się również wielkim wydarzeniem dla składu
redakcji Queen Poland [NAJWIĘKSZA POLSKA STRONA O ZESPOLE], której piękniejsza
1/3 miała szansę spotkać się po raz pierwszy w tzw. realu z najbrzydszą 1/3.
Także wielką zagadkę stanowi dla nas już jedynie Ojciec Założyciel ;). Dziękuję
Aleksandro za wspólnie spędzony czas i opiekę, cieszę się też, że Luke i spółka
przypadli Ci do gustu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz