Wstajesz rano, patrzysz na zegarek – 13:00. Od pięciu godzin miałeś* się już uczyć, poza tym w planach było także wczesne zaśnięcie ubiegłej nocy. Poniekąd się udało – zasnąłeś o 5:00. Pochłaniasz śniadanie, flegmatycznie dyźdasz herbacianą „skarpetę” i kontemplujesz za co by się tu zabrać. Dochodzi 14:00 (szczęśliwie z Familiady już wyrosłeś).
Myśli mają to do siebie, że kłębią się szybko i plany naukowe zostają wyparte przez przygnębiające myśli w stylu: „a co jeśli wybrałem złe studia?”, „co ja robię na tych studiach? Przecież i tak zaraz z nich wylecę, a nawet jak je skończę, to z jakimi wynikami?”. Chwilę później zastanawiasz się nad alternatywnym zawodem.
Dobrą opcją byłoby zostanie XIX-wiecznym filozofem lub „doktryniarzem polityczno-prawnym”. Tak naprawdę nie musisz umieć wiele, wystarczy być w miarę oczytanym i mieć pod ręką trzy słowniki: wyrazów obcych, losowego języka obcego (preferowane jednak są j. angielskiego lub niemieckiego) oraz frazeologiczny. Poza tym maszyna do pisania, ryza papieru i już możesz tworzyć własną filozofię bądź doktrynę. Całość tytułujesz „Rozprawa o transcendencji Frühstück’u Arystotelesa”, a dzieło zawiera tak wyszukane frazy jak: „preparacja”, „antycypacja”, „predestynacja” czy „pierestrojka” i gotowe. Wielcy uczeni będą analizować Twoje dzieło, które wkrótce pojawi się w kanonie lektur wszystkich szanowanych uczelni. Jeśli przypadkiem trafi się ktoś na tyle inteligentny, by stwierdzić, że Twoja rozprawa jest bełkotem o niczem i spostrzeże, iż nie za bardzo rozumiałeś sens użytych słów – nie martw się! Znajdzie się inny debil (najpewniej doktor albo profesor), który zastosuje taką wykładnię Twoich wypocin, że ich ranga będzie jeszcze większa niż na początku. Jest niestety jeden zasadniczy problem – nie możesz zostać XIX-wiecznym filozofem, bo mamy wiek XXI. Dochodzi 15:00, czas brać się za naukę.
Moment! Olśnienie! (15:15) Otworzysz spalarnię śmieci! Nie dość, że uratujesz środowisko [dość wątpliwe (to, że uratujesz, nie środowisko jako takie)], to jeszcze będziesz mieć cały dzień dla siebie, w swojej chatce mieszczącej się tuż obok spalarni. Będziesz mógł w spokoju zgłębiać dzieła XIX-wiecznych filozofów i doktryniarzy, nikt nie będzie Ci przeszkadzał [bo i kto chciałby odwiedzać gością w drewnianej szopie zlokalizowanej obok spalarni śmieci… Chyba tylko szczury i szopy (zwierzątka, nie budynki)]. Z drugiej strony, pewnie po tygodniu popadłbyś w depresję i się powiesił albo postrzelił (zapewne nieskutecznie, skoro nawet wojskowi mają z tym problem). No dobrze, czas na naukę, dochodzi 15:45, ale w sumie o 16:00 jest obiad, także do książek zerkniesz po jedzeniu.
No dobrze, jest 16:30, uczymy się. Jeszcze tylko sprawdzę pocztę, fora na których się udzielam i fb.
Nadeszła 18:00, już miałeś zabrać się za naukę, gdy nagle dopadła Cię melancholia. Z każdą chwilą zanurzasz się w jej coraz mroczniejsze odmęty, gapisz się na ścianę, a potem odpalasz nastrojową muzykę… i dalej gapisz się w ten sam punkt. Z czasem myśli wędrują ku różnym przeszłym wydarzeniom, mieszają się z marzeniami i przywidzeniami. Około godziny 20:00 kończy Ci się nastrojowa muzyka, więc zaczynasz słuchać Barry’ego Manilowa i Dona McLeana – obaj bardzo poetyccy, przy czym Manilow pedalski. W dodatku i tak jego największy hicior Mandy prawie wszyscy znają z wykonania Westlife (który będąc boysbandem jest jeszcze bardziej pedalski niż dwóch Manilowów na urodzinach dziecka Eltona Johna). Dobrze, że McLean ratuje sytuację (choć z drugiej strony dzięki niemu toniesz w melancholii po uszy i nie ma dla Ciebie ratunku).
Później, na poprawę humoru oglądasz sobie dokument o Guns n’ Roses, a kończysz na rozważaniach o tym, czy Ray Wilson zrobiłby większą karierę, gdyby Genesis nagrało z nim więcej niż jeden album. Jest 5:00. Planujesz wstać za 2-3 godziny i wreszcie się pouczyć. Taaa…
PS: Dziękuję Ślązakowi za inspirację ;).
PS2: Czas na naukę ;)
PS2: Czas na naukę ;)
*wybaczcie Panie, ale ciągłe łamanie wyrazów na formę żeńską było mało estetyczne
Właśnie się śmieję z tego jak głupi do talerza.
OdpowiedzUsuńNawias okrągły wplata się między nawias kwadratowy, nie na odwrót.
OdpowiedzUsuńTo nie matematyka kuźwa;p A Ty swoją drogą Michale zmień tę czcionkę, bo tak to wszystko ładnie :)
OdpowiedzUsuń