Długo zastanawiałem się czy zespół Tokyo Motor Fist można określić mianem supergrupy. O ile nazwiska basisty Grega Smitha (Ted Nugent, Alice Cooper, Joe Lynn Turner, Rainbow) oraz perkusisty Chucka Burgi (Rainbow, Joe Lynn Turner, Blue Öyster Cult, Billy Joel) są dość powszechnie znane, o tyle już wokalista Ted Poley (Danger Danger) i gitarzysta Steve Brown (Trixter), jak również ich macierzyste zespoły – amerykańskie hard rockowe grupy przełomu lat ’80./’90. – święcili raczej lokalne lub krajowe triumfy (poprawcie mnie, jeśli się mylę). Tak czy inaczej, tych czterech gentlemanów postanowiło razem tworzyć. Zadebiutowali w 2017 r. krążkiem zatytułowanym po prostu „Tokyo Motor Fist”, który najkrócej rzecz ujmując stanowił dość udany hołd dla melodyjnego rocka. Z kolei 10 lipca 2020 r., nakładem Frontiers Music Srl, ukazał się drugi album grupy – „Lions” – który, zdaniem samych muzyków, scementował projekt.
„Lions” nie jest jednak jakąś rewolucją w brzmieniu Tokyo Motor Fist, to co najwyżej ewolucja, a raczej doszlifowanie produkcji oraz kompozycji. 11 utworów składających się na 47 minut muzyki to nadal solidna dawka melodyjnego rocka ze wszystkimi jego charakterystycznymi cechami – dużą dawką riffów podbitych syntezatorami, przemyślanych i niezbyt natarczywych solówek, chóralnych śpiewów, obecnością power ballad, dość łagodnym wokalem i wygładzoną produkcją. Dla niektórych to może brzmieć jak koszmar, ale fani stadionowego rocka będą zachwyceni, gdyż album zdaje się nie mieć zapychaczy, a każda z kompozycji została doszlifowana pod względem technicznym i produkcyjnym.
Zasadniczy mankament tkwi natomiast we wrażeniu, że wszystkie te utwory już gdzieś słyszeliśmy. Jestem w stanie założyć się, że każdy obcował z setkami przebojowych kawałków w stylu „Monster in Me”, „Mean It” czy „Winner Takes All”, inni zaś mogli się niejednokrotnie wzruszać (i to, powiedzmy sobie szczerze, w ramach tzw. guilty pleasure) przy balladach pokroju „Blow Your Mind”. Niektóre z przebojowych kompozycji Tokyo Motor Fist śmiało mogłyby uzupełniać ścieżkę dźwiękową do GTA Vice City (niektóre na V-Rock, większość na Emotion 98.3 ;) ) i zapewne znaczna część słuchaczy nie zorientowałaby się, że piosenki te wydano nie latem 1986 r., lecz w lipcu 2020 r. Prawda jest taka, że większość rockowych zespołów końca lat ’80. brzmiała właśnie jak utwory zaprezentowane na „Lions”, a odróżnia je – na szczęście – produkcja. Z drugiej strony, zespół nigdy nie deklarował przełomowych koncepcyjnych albumów, a kawał przyjemnej rock ‘n’ rollowej rozrywki i z jej dostarczenia wywiązał się aż nadto (oczywiście, jeśli lubicie tę stylistykę).
Najciekawiej podczas odsłuchu „Lions” robi się, gdy pojawiają się goście, a są nimi Dennis DeYoung (ex-Styx) udzielający się na klawiszach w utworze tytułowym oraz Mark Rivera (Ringo Starr, Billy Joel, Elton John) dmiący w saksofon w kawałku „Sedona”. Instrumenty klawiszowe DeYounga dodają „Lions” atmosferycznej przestrzeni, której nieco brakuje w pozostałych kompozycjach, z kolei saksofon Rivery wprowadza beztroski klimat słonecznego amerykańskiego wybrzeża. Interesujące rzeczy dzieją się także w „Decadence on 10th Street”, gdzie zespół uderza w bardziej hard-rockowe tony, a Steve Brown nieco bardziej popuszcza wodze gitarowej fantazji. Do gustu przypadł mi również zamykający album „Winner Takes All”, który z jednej strony jest typowym AOR-owym utworem, ale z drugiej strony ma w sobie tę moc, pulsującą sekcję rytmiczną, chóralny refren wyjęty żywcem z roku 1987, „tajemnicze” klawisze i przebijające się przez syntezatory wstawki gitarowe. Tak, melodyjny rock lat ’80. to zdecydowanie mój guilty pleasure…
Mam wrażenie, że „Lions” to jedna z tych płyt, które się przesłucha i w zasadzie niedługo potem nie pamięta się, co na niej było, ale która pozostawia po sobie bardzo miłe wrażenie i do której warto wrócić podczas jazdy samochodem albo wiosennych porządków. Panowie z Tokyo Motor Fist na pewno nie stworzyli albumu, który porwie każdego i to od pierwszego przesłuchania. Jest to jednak kawał porządnego rzemiosła, który będzie w stanie wprawić w dobry nastrój i umilić czas.
Tekst, w podobnym kształcie, ukazał się również na Rockserwis.fm!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz