22 sierpnia 2020

Tokyo Motor Fist - Lions

Długo zastanawiałem się czy zespół Tokyo Motor Fist można określić mianem supergrupy. O ile nazwiska basisty Grega Smitha (Ted Nugent, Alice Cooper, Joe Lynn Turner, Rainbow) oraz perkusisty Chucka Burgi (Rainbow, Joe Lynn Turner, Blue Öyster Cult, Billy Joel) są dość powszechnie znane, o tyle już wokalista Ted Poley (Danger Danger) i gitarzysta Steve Brown (Trixter), jak również ich macierzyste zespoły – amerykańskie hard rockowe grupy przełomu lat ’80./’90. – święcili raczej lokalne lub krajowe triumfy (poprawcie mnie, jeśli się mylę). Tak czy inaczej, tych czterech gentlemanów postanowiło razem tworzyć. Zadebiutowali w 2017 r. krążkiem zatytułowanym po prostu „Tokyo Motor Fist”, który najkrócej rzecz ujmując stanowił dość udany hołd dla melodyjnego rocka. Z kolei 10 lipca 2020 r., nakładem Frontiers Music Srl, ukazał się drugi album grupy – „Lions” – który, zdaniem samych muzyków, scementował projekt.

„Lions” nie jest jednak jakąś rewolucją w brzmieniu Tokyo Motor Fist, to co najwyżej ewolucja, a raczej doszlifowanie produkcji oraz kompozycji. 11 utworów składających się na 47 minut muzyki to nadal solidna dawka melodyjnego rocka ze wszystkimi jego charakterystycznymi cechami – dużą dawką riffów podbitych syntezatorami, przemyślanych i niezbyt natarczywych solówek, chóralnych śpiewów, obecnością power ballad, dość łagodnym wokalem i wygładzoną produkcją. Dla niektórych to może brzmieć jak koszmar, ale fani stadionowego rocka będą zachwyceni, gdyż album zdaje się nie mieć zapychaczy, a każda z kompozycji została doszlifowana pod względem technicznym i produkcyjnym.

Zasadniczy mankament tkwi natomiast we wrażeniu, że wszystkie te utwory już gdzieś słyszeliśmy. Jestem w stanie założyć się, że każdy obcował z setkami przebojowych kawałków w stylu „Monster in Me”, „Mean It” czy „Winner Takes All”, inni zaś mogli się niejednokrotnie wzruszać (i to, powiedzmy sobie szczerze, w ramach tzw. guilty pleasure) przy balladach pokroju „Blow Your Mind”. Niektóre z przebojowych kompozycji Tokyo Motor Fist śmiało mogłyby uzupełniać ścieżkę dźwiękową do GTA Vice City (niektóre na V-Rock, większość na Emotion 98.3 ;) ) i zapewne znaczna część słuchaczy nie zorientowałaby się, że piosenki te wydano nie latem 1986 r., lecz w lipcu 2020 r. Prawda jest taka, że większość rockowych zespołów końca lat ’80. brzmiała właśnie jak utwory zaprezentowane na „Lions”, a odróżnia je – na szczęście – produkcja. Z drugiej strony, zespół nigdy nie deklarował przełomowych koncepcyjnych albumów, a kawał przyjemnej rock ‘n’ rollowej rozrywki i z jej dostarczenia wywiązał się aż nadto (oczywiście, jeśli lubicie tę stylistykę).

Najciekawiej podczas odsłuchu „Lions” robi się, gdy pojawiają się goście, a są nimi Dennis DeYoung (ex-Styx) udzielający się na klawiszach w utworze tytułowym oraz Mark Rivera (Ringo Starr, Billy Joel, Elton John) dmiący w saksofon w kawałku „Sedona”. Instrumenty klawiszowe DeYounga dodają „Lions” atmosferycznej przestrzeni, której nieco brakuje w pozostałych kompozycjach, z kolei saksofon Rivery wprowadza beztroski klimat słonecznego amerykańskiego wybrzeża. Interesujące rzeczy dzieją się także w „Decadence on 10th Street”, gdzie zespół uderza w bardziej hard-rockowe tony, a Steve Brown nieco bardziej popuszcza wodze gitarowej fantazji. Do gustu przypadł mi również zamykający album „Winner Takes All”, który z jednej strony jest typowym AOR-owym utworem, ale z drugiej strony ma w sobie tę moc, pulsującą sekcję rytmiczną, chóralny refren wyjęty żywcem z roku 1987, „tajemnicze” klawisze i przebijające się przez syntezatory wstawki gitarowe. Tak, melodyjny rock lat ’80. to zdecydowanie mój guilty pleasure

Mam wrażenie, że „Lions” to jedna z tych płyt, które się przesłucha i w zasadzie niedługo potem nie pamięta się, co na niej było, ale która pozostawia po sobie bardzo miłe wrażenie i do której warto wrócić podczas jazdy samochodem albo wiosennych porządków. Panowie z Tokyo Motor Fist na pewno nie stworzyli albumu, który porwie każdego i to od pierwszego przesłuchania. Jest to jednak kawał porządnego rzemiosła, który będzie w stanie wprawić w dobry nastrój i umilić czas.

01. Youngblood
02. Monster in Me
03. Around Midnight
04. Mean It
05. Lions
06. Decadence on 10th Street
07. Dream Your Heart Out
08. Blow Your Mind
09. Sedona
10. Look into Me
11. Winner Takes All

Skład:

Ted Poley – wokal
Steve Brown – gitary, instrumenty klawiszowe
Greg Smith – gitara basowa
Chuck Burgi – perkusja
--
Dennis DeYoung – instrumenty klawiszowe w "Lions"
Mark Rivera - saksofon w "Sedona"

Tekst, w podobnym kształcie, ukazał się również na Rockserwis.fm!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz