11 czerwca 2018

The Temperance Movement/Thomas Wynn & The Believers - Hydrozagadka 22.03.2018 r.


Zastanawiałem się czy jest sens pisać o wydarzeniu, które miało miejsce prawie trzy miesiące temu, niemniej jednak doszedłem do wniosku, że skoro do dziś wracamy słowem pisanym do albumów oraz koncertów sprzed lat, to równie dobrze możemy wspominać te, które odbyły się raptem kilka miesięcy temu. A nuż, za kilkanaście lat twórca antologii bohaterów dzisiejszego wpisu albo administrator strony temperancemovementpoland.pl natrafi na relację z koncertu w warszawskiej Hydrozagadce w 2018 r. i jakoś ów opis wykorzysta, a piszący te słowa przejdzie do historii polskiego bloggingu (nie jestem pewien czy istnieje takie słowo). Tak, na pewno właśnie tak będzie ;). Niemniej jednak piszę, bo i kto mi zabroni, a do czytania przecież nikt nie zmusi.

Pretekstem do pojawienia się The Temperance Movement dnia 22 marca roku pańskiego 2018 w Hydrozagadce była premiera albumu numer trzy grupy – A Deeper Cut, który okazał się być jeszcze bardziej przebojowy niż świetny debiut oraz kapitalny poprzednik, czyli White Bear. Gośćmi supportującymi Brytyjczyków byli Thomas Wynn & The Believers – zespół z Florydy, grający southern rocka z domieszką R&B. O ile o głównej gwieździe mogę powiedzieć, że znam ją raczej od podszewki (choć z wersją na żywo zetknąłem się po raz pierwszy), to brzmienie Państwa z USA poznałem tuż przed koncertem, z czego bardzo się cieszę, ale o tym poniżej. Tytułem zwieńczenia wstępu, miło jest mi odnotować, że frekwencyjnie było na pewno lepiej niż przy ostatniej wizycie The Temperance Movement w Polsce (tak przynajmniej wynika z konsultacji z Muzycznym Zbawicielem), a to dobry zwiastun na przyszłe koncerty.

Thomas Wynn & The Believers

fot.: oficjalny profil zespołu na FB



Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę słuchając tuż przed koncertem studyjnych dokonań grupy (nie ma tego znowu tak dużo, jak na zespół z przeszło dziesięcioletnim stażem) były wspaniałe harmonie wokalne tworzone przez lidera grupy (tak, chodzi o Thomasa Wynna ;) ) oraz jego siostrę Olivię, zdecydowane naleciałości rythm ‘n’ bluesowe oraz nieco nazbyt wygładzoną produkcję. O ile o brzmienia r&b się nie martwiłem i wręcz ich oczekiwałem, o tyle bardzo ciekawiło mnie, jak wokaliści wypadają razem na żywo i jak różne jest brzmienie grupy na żywo, w porównaniu do sztuczek stosowanych w studiu. Absolutnie się nie zawiodłem.

Bez zbędnych ceregieli, po krótkim powitaniu i podziękowaniu, że „chciało nam się przyjść wcześniej” (jak widać ignorowanie supportów nie jest tylko polskim obyczajem), amerykański do szpiku kości Thomas zaintonował pierwsze wersy... i w zasadzie już było wiadomo, że będzie dobrze, a gdy dołączyła do niego Olivia, to praktycznie oniemiałem z wrażenia – idealne harmonie, praktycznie tak samo perfekcyjnie wykonane jak na albumie. Zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, biorąc pod uwagę jak zazwyczaj wychodzi transferowanie wielogłosów na scenę. Brzmienie samego zespołu było natomiast o wiele bardziej brudne niż na płycie, ale nie ma tu mowy o fuszerce – wszystko brzmiało tak jak powinno, a nawet kiedy pojawiły się drobne problemy techniczno-strojeniowe, poradzono sobie z nimi w pełni profesjonalnie. Na szczególne wyróżnienie, obok czarujących Thomasa i Olivii, zasługuje zdecydowanie Chris "Bell" Antemesaris, któremu ani harmonijka, ani gitary nie były straszne.

Ze sceny płynęła bardzo pozytywna energia, zaś utwory bardziej nastrojowe i melancholijne przeplatały się z tymi przebojowymi i z pazurem. Choć zespół skupił się niemal w całości na repertuarze ze swojego najnowszego krążka – Wade Waist Deep – to nie zabrakło miejsca dla coveru w postaci Atlantic City Bruce’a Springsteena, który to kawałek bardzo pasował do muzyków z Florydy.

O ile na solowy koncert Thomas Wynn & The Believers w Polsce raczej bym nie liczył, to jeśli kiedyś uda się Wam ich zobaczyć na liście supportowej jakiegoś wykonawcy, to nie wahajcie się nad tym, czy warto przyjść wcześniej – zdecydowanie tak!

Setlista (przypuszczalna):


01. I Don't Regret
02. You Can't Hurt Me
03. Mountain Fog
04. Wade Waist Deep
05. Atlantic City
06. Man Out Of Time
07. Turn It Into Gold


The Temperance Movement

fot.: oficjalny profil zespołu na FB

Jeśli o supporcie można było powiedzieć, że emanował pozytywną energią, to gdy scenę przejęła gwiazda wieczoru, to nastąpiła erupcja wulkanu energii. Brytyjczycy to najlepszy dowód na to, że zespoły o korzeniach blues rockowych niekoniecznie muszą bazować na melancholijnym nastroju zadymionego pubu. Oczywiście, spodziewałem się żywiołowego show, jednak to, co otrzymałem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

The Temperance Movement gra z wielkim luzem i niesamowitą radością, skłaniając nawet tak statycznego odbiorcę muzyki jak ja do (namiastki/parodii) tańca. O ile energia buzowała ze wszystkich muzyków, tak uwagę w pełni skupiał na sobie niewysoki wokalista Phil Campbell – to jest aż niesamowite, ile ten człowiek ma w sobie siły, skacząc jak oszalały, a jednocześnie śpiewając absolutnie bezbłędnie.

Grupa skupiła się przede wszystkim na promocji nowego krążka, A Deeper Cut, choć nie zabrakło kilku faworytów z debiutu (Midnight Black <3) oraz paru kawałków z White Bear. Dominowały utwory dynamiczne, zachęcające do wspólnej zabawy oraz rytmicznego klaskania, ale nie zabrakło też miejsca dla paru podniosłych ballad (The Wonders We’ve Seen, A Deeper Cut) i bardziej melancholijnych kompozycji (Another Spiral). Co ciekawe nie były to momenty wyciszenia, co raczej wspaniałe preteksty do chóralnego śpiewu.

Cóż tu więcej dodać – świetny zespół, który na żywo brzmi jeszcze lepiej niż w odsłonie studyjnej, w dodatku grający muzykę łączącą pokolenia. Zawsze na koncertach lubię przyjrzeć się przekrojowi wiekowemu publiczności i cieszę się, gdy widzę zarówno osoby w wieku moich rodziców, moich rówieśników, jak i osoby młodsze. O ile w wypadku zespołów legendarnych taka różnorodność jest naturalna, o tyle w przypadku zespołów „nowych” bywa różnie. Tutaj byli reprezentanci kilku grup wiekowych i obu płci, serce roście :).

Pozostaje mi liczyć tylko, że grupa nie zapomni o Polsce przy okazji kolejnej płyty oraz że nadejdzie czas, że The Temperance Movement osiągnie u nas poziom sprzedaży biletów porównywalny do chociażby Rival Sons (zasługują na to).

Setlista:

01. Caught In The Middle
02. The Way It Was and the Way It Is Now
03. Love And Devotion
04. Higher Than The Sun
05. Be Lucky
06. Ain't No Telling
07. Another Spiral
08. White Bear
09. Three Bulleits
10. Battle Lines
11. Know For Sure
12. Built-In Forgetter
13. The Wonders We've Seen
14. Only Friend
15. A Deeper Cut
16. Midnight Black

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz