Zastanawiałem się czy jest sens pisać
o wydarzeniu, które miało miejsce prawie trzy miesiące temu, niemniej jednak
doszedłem do wniosku, że skoro do dziś wracamy słowem pisanym do albumów oraz
koncertów sprzed lat, to równie dobrze możemy wspominać te, które odbyły się
raptem kilka miesięcy temu. A nuż, za kilkanaście lat twórca antologii
bohaterów dzisiejszego wpisu albo administrator strony
temperancemovementpoland.pl natrafi na relację z koncertu w warszawskiej
Hydrozagadce w 2018 r. i jakoś ów opis wykorzysta, a piszący te słowa przejdzie
do historii polskiego bloggingu (nie jestem pewien czy istnieje takie słowo).
Tak, na pewno właśnie tak będzie ;). Niemniej jednak piszę, bo i kto mi
zabroni, a do czytania przecież nikt nie zmusi.
Pretekstem do pojawienia się The
Temperance Movement dnia 22 marca roku pańskiego 2018 w Hydrozagadce była
premiera albumu numer trzy grupy – A
Deeper Cut, który okazał się być jeszcze bardziej przebojowy niż świetny
debiut oraz kapitalny poprzednik, czyli White
Bear. Gośćmi supportującymi Brytyjczyków byli Thomas Wynn & The
Believers – zespół z Florydy, grający southern rocka z domieszką R&B. O ile
o głównej gwieździe mogę powiedzieć, że znam ją raczej od podszewki (choć z
wersją na żywo zetknąłem się po raz pierwszy), to brzmienie Państwa z USA
poznałem tuż przed koncertem, z czego bardzo się cieszę, ale o tym poniżej.
Tytułem zwieńczenia wstępu, miło jest mi odnotować, że frekwencyjnie było na
pewno lepiej niż przy ostatniej wizycie The Temperance Movement w Polsce (tak
przynajmniej wynika z konsultacji z Muzycznym Zbawicielem), a to dobry zwiastun
na przyszłe koncerty.
Thomas Wynn & The Believers
fot.: oficjalny profil zespołu na FB
Pierwszą rzeczą, na którą
zwróciłem uwagę słuchając tuż przed koncertem studyjnych dokonań grupy (nie ma
tego znowu tak dużo, jak na zespół z przeszło dziesięcioletnim stażem) były
wspaniałe harmonie wokalne tworzone przez lidera grupy (tak, chodzi o Thomasa
Wynna ;) ) oraz jego siostrę Olivię, zdecydowane naleciałości rythm ‘n’ bluesowe
oraz nieco nazbyt wygładzoną produkcję. O ile o brzmienia r&b się nie
martwiłem i wręcz ich oczekiwałem, o tyle bardzo ciekawiło mnie, jak wokaliści
wypadają razem na żywo i jak różne jest brzmienie grupy na żywo, w porównaniu
do sztuczek stosowanych w studiu. Absolutnie się nie zawiodłem.
Bez zbędnych ceregieli, po
krótkim powitaniu i podziękowaniu, że „chciało nam się przyjść wcześniej” (jak
widać ignorowanie supportów nie jest tylko polskim obyczajem), amerykański do
szpiku kości Thomas zaintonował pierwsze wersy... i w zasadzie już było
wiadomo, że będzie dobrze, a gdy dołączyła do niego Olivia, to praktycznie
oniemiałem z wrażenia – idealne harmonie, praktycznie tak samo perfekcyjnie
wykonane jak na albumie. Zdecydowanie pozytywne zaskoczenie, biorąc pod uwagę
jak zazwyczaj wychodzi transferowanie wielogłosów na scenę. Brzmienie samego
zespołu było natomiast o wiele bardziej brudne niż na płycie, ale nie ma tu
mowy o fuszerce – wszystko brzmiało tak jak powinno, a nawet kiedy pojawiły się
drobne problemy techniczno-strojeniowe, poradzono sobie z nimi w pełni
profesjonalnie. Na szczególne wyróżnienie, obok czarujących Thomasa i Olivii,
zasługuje zdecydowanie Chris "Bell" Antemesaris, któremu ani
harmonijka, ani gitary nie były straszne.
Ze sceny płynęła bardzo pozytywna
energia, zaś utwory bardziej nastrojowe i melancholijne przeplatały się z tymi
przebojowymi i z pazurem. Choć zespół skupił się niemal w całości na
repertuarze ze swojego najnowszego krążka – Wade
Waist Deep – to nie zabrakło miejsca dla coveru w postaci Atlantic City Bruce’a Springsteena,
który to kawałek bardzo pasował do muzyków z Florydy.
O ile na solowy koncert Thomas
Wynn & The Believers w Polsce raczej bym nie liczył, to jeśli kiedyś uda
się Wam ich zobaczyć na liście supportowej jakiegoś wykonawcy, to nie wahajcie
się nad tym, czy warto przyjść wcześniej – zdecydowanie tak!
Setlista (przypuszczalna):
01. I Don't Regret
02. You Can't Hurt Me
03. Mountain Fog
04. Wade Waist Deep
05. Atlantic City
06. Man Out Of Time
07. Turn It Into Gold
The Temperance Movement
fot.: oficjalny profil zespołu na FB
Jeśli o supporcie można było
powiedzieć, że emanował pozytywną energią, to gdy scenę przejęła gwiazda
wieczoru, to nastąpiła erupcja wulkanu energii. Brytyjczycy to najlepszy dowód
na to, że zespoły o korzeniach blues rockowych niekoniecznie muszą bazować na
melancholijnym nastroju zadymionego pubu. Oczywiście, spodziewałem się
żywiołowego show, jednak to, co otrzymałem przeszło moje najśmielsze
oczekiwania.
The Temperance Movement gra z
wielkim luzem i niesamowitą radością, skłaniając nawet tak statycznego odbiorcę
muzyki jak ja do (namiastki/parodii) tańca. O ile energia buzowała ze
wszystkich muzyków, tak uwagę w pełni skupiał na sobie niewysoki wokalista Phil
Campbell – to jest aż niesamowite, ile ten człowiek ma w sobie siły, skacząc
jak oszalały, a jednocześnie śpiewając absolutnie bezbłędnie.
Grupa skupiła się przede
wszystkim na promocji nowego krążka, A
Deeper Cut, choć nie zabrakło kilku faworytów z debiutu (Midnight Black <3) oraz paru kawałków
z White Bear. Dominowały utwory
dynamiczne, zachęcające do wspólnej zabawy oraz rytmicznego klaskania, ale nie
zabrakło też miejsca dla paru podniosłych ballad (The Wonders We’ve Seen, A
Deeper Cut) i bardziej melancholijnych kompozycji (Another Spiral). Co ciekawe nie były to momenty wyciszenia, co
raczej wspaniałe preteksty do chóralnego śpiewu.
Cóż tu więcej dodać – świetny zespół,
który na żywo brzmi jeszcze lepiej niż w odsłonie studyjnej, w dodatku grający
muzykę łączącą pokolenia. Zawsze na koncertach lubię przyjrzeć się przekrojowi
wiekowemu publiczności i cieszę się, gdy widzę zarówno osoby w wieku moich
rodziców, moich rówieśników, jak i osoby młodsze. O ile w wypadku zespołów
legendarnych taka różnorodność jest naturalna, o tyle w przypadku zespołów „nowych”
bywa różnie. Tutaj byli reprezentanci kilku grup wiekowych i obu płci, serce
roście :).
Pozostaje mi liczyć tylko, że
grupa nie zapomni o Polsce przy okazji kolejnej płyty oraz że nadejdzie czas,
że The Temperance Movement osiągnie u nas poziom sprzedaży biletów porównywalny
do chociażby Rival Sons (zasługują na to).
Setlista:
01. Caught In The Middle
02. The Way It Was and the Way It
Is Now
03. Love And Devotion
04. Higher Than The Sun
05. Be Lucky
06. Ain't No Telling
07. Another Spiral
08. White Bear
09. Three Bulleits
10. Battle Lines
11. Know For Sure
12. Built-In Forgetter
13. The Wonders We've Seen
14. Only Friend
15. A Deeper Cut
16. Midnight Black
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz