Rok 1974. Freddie Mercury nie
posiada jeszcze charakterystycznego wąsa, nie biega po gigantycznej scenie w
białych dresach i żółtej kurtce, pod koniec występu nie przywdziewa korony w blasku
gigantycznych reflektorów. Pod sceną nie zasiada dodatkowy klawiszowiec,
publiczność nie klaszcze do Radio Ga Ga
oraz nie odśpiewuje chóralnie We Will
Rock You oraz We Are the Champions
zwiastujących koniec występu. Ba, prawdopodobnie w głowie Freddiego nie zrodził
się jeszcze pomysł na Bohemian Rhapsody.
Co zatem jest? Czterech utalentowanych, młodych muzyków, którzy w odważnych
strojach (Mercury na przykład – według projektantki Zandry Rhodes – przywdział
kreację, która pierwotnie miała być suknią ślubną) i przy oszczędnym,
aczkolwiek misternie zaplanowanym, wykorzystaniu świateł serwują zgromadzonej
publiczności prawdziwą hardrockową ucztę.
Koncerty z Rainbow (zwłaszcza
listopadowy) mogliśmy we fragmentach oglądać i słuchać już wcześniej. Jednak
nigdy w tak doskonałej jakości obrazu i dźwięku. Stała ekipa Queen – Justin
Shirley-Smith, Joshua J. Macrae i Kris Fredriksson – nie zawiodła i tym razem,
dzięki czemu możemy delektować zmysły (zmysł smaku lepiej odpuścić). Co prawda,
jeśli chodzi o płyty CD, to odnoszę wrażenie (i to nie tylko moja opinia), że
marcowy występ posiada lepszą jakość od listopadowego, któremu brakuje trochę
głębi i przestrzeni (choć i tak brzmi lepiej niż np. tragicznie zmiksowane Live Killers). Dziwi to o tyle, że w założeniu
koncert z trasy Queen II miał być dodatkiem do tego z tournee Sheer Heart
Attack. Na szczęście wersja 5.1. na DVD wbija już w fotel. Warto także odnotować,
że z wersji audio koncertów nie wycięto zapowiedzi utworów, co w obecnych
czasach jest normą. Miły gest, który po raz kolejny oddaje ducha i potęguje
magiczny klimat występu.
Wszelkie obróbki dźwięku na nic
by się zdały, gdyby sam zespół nie był w wyśmienitej formie. Był. Queen w 1974
r. grał z młodzieńczą werwą, pewnością siebie i swego rodzaju agresywnym
buntem. Wystarczy wsłuchać się w harmonie śpiewane przez Rogera Taylora. Całość
jest drapieżna, niewygładzona, a mimo to niepozbawiona typowego dla grupy
kunsztu. Po raz pierwszy od 40 lat na oficjalnym albumie koncertowym Queen
miały szansę zaistnieć utwory, dla których w późniejszym okresie zabrakło
miejsca w setliście, bądź zostało ono ograniczone do zaledwie dwuminutowych
fragmentów. Oba wykonania White Queen zachwycają chyba jeszcze bardziej niż wersja
BBC tej piosenki, z kolei listopadowe Flick
of the Wrist, czy też medley w postaci In
the Lap of the Gods/Killer Queen/The March of the Black Queen/Bring Back That
Leroy Brown zniewalają energią, która zresztą obecna jest przez CAŁOŚĆ OBU
KONCERTÓW. Jednak prawdziwą perłę w koronie stanowi zagrany w marcu The Fairy
Feller’s Master-Stroke, kawałek, co do którego chyba nawet nie przypuszczano,
że został przetransferowany na scenę.
Wspaniałą robotę wykonali także
ludzie odpowiedzialni za odświeżenie obrazu oraz montaż. Nie tylko uzyskano
najlepszą z możliwych jakość wideo, ale także wykorzystano wiele alternatywnych
ujęć, nieobecnych na wcześniejszym wydaniu VHS. Oczywiście, nie udało się
wyeliminować pojawiających się tu i ówdzie „smug” światła i kilku innych
zakłóceń, ale… może to i nawet lepiej? Całkiem zgrabnie wyszło również menu - neon Queen Live at the Rainbow '74 na tle koncertowych świateł, a pod spodem menu stylizowane na szyld starego kina/teatru. Pisząc o stronie wizualnej wydawnictwa
niemalże nie wypada nie wspomnieć o wielkim przebudzeniu nadwornego grafika
zespołu – Richarda Graya – który po żenujących okładkach Rock Montreal, The Cosmos
Rocks, Live in Ukraine oraz Live in Budapest, wreszcie zaprezentował
schludny i nietuzinkowy projekt. Czapki z głów!
Czy zatem jest to produkt
idealny, bez żadnych wad? Oczywiście, że nie, dla chcącego nic trudnego i pewne
mankamenty naturalnie można odnaleźć. Podstawowy zarzut to niewydanie na rynku
europejskim boxu 2 CD + DVD, co jest tym bardziej niezrozumiałe, że jakoś
koncerty z Budapesztu i Ukrainy ukazały się w takim formacie i sprzedawały
naprawdę dobrze. Książeczki również pozostawiają trochę do życzenia, gdyż
składają się wyłącznie ze zdjęć, nie zawierając absolutnie żadnej treści.
Rozumiem, że wszelkie smaczki zachowano dla wersji z 60-stronicową książką,
aczkolwiek podstawowe informacje powinna zawierać każda z wersji wydawnictwa.
Dość zabawne jest też nieco wymuszone rozbicie poszczególnych utworów na
części, jakby zespół bał się, że nikt nie kupi koncertowej płyty złożonej z 13
zamiast 17 utworów. Pewnie, 35-sekundowe „Drum Solo” prezentuje się o wiele
lepiej. Jak widać, te „defekty” Live at
the Rainbow są może nie tyle naciągane, co po prostu mało znaczące,
niewpływające na odbiór artystyczny. Rzecz jasna sam koncert też nie jest
perfekcyjny (choć moim zdaniem jest bardzo bliski perfekcji). Od czasu do czasu
Brianowi i Johnowi omsknie się ręka, Roger pogubi się za swoim zestawem, a
Freddie nie trafi czysto w dźwięk, ekipa techniczna za późno włączy światło punktowe, obrazowi – o czym wspominałem – też czasem sporo brakuje do full HD, niemniej
jednak… to dobrze, całość wypada przez to o wiele bardziej autentycznie, oddaje
klimat tamtych nocy.
Live at the Rainbow ’74 zdecydowanie nie jest przeznaczony tylko
dla zagorzałych fanów Queen. To pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów muzyki
rockowej. Gdyby Rainbow ukazał się 40 lat temu (a były takie plany), dziś
miałby taki sam klasyczny status, jak Made
in Japan Purpli. Wydany w 2014 r. pozwala przypomnieć niektórym osobom, w
tym przede wszystkim Brianowi Mayowi i Rogerowi Taylorowi, iż Królowa to nie
tylko największe hity z lat ’80 i wąsaty wokalista w żółtej kurtce, ale także
rock and rollowy koktajl z lat ’70. Teraz pozostaje czekać na Houston ’77,
Hammy ’75 i ’79… Po raz pierwszy od bardzo dawna Queen Productions sprawiło, iż
wierzę, że to nie jest oczekiwanie na cud…
CD 1 (Trasa Queen II, Marzec '74):
- Procession
- Father to Son
- Ogre Battle
- Son and Daughter
- Guitar Solo
- Son and Daughter (reprise)
- White Queen (As It Began)
- Great King Rat
- The Fairy Feller's Master-Stroke
- Keep Yourself Alive
- Drum Solo
- Keep Yourself Alive (reprise)
- Seven Seas of Rhye
- Modern Times Rock 'n' Roll
- Jailhouse Rock/Stupid Cupid/Be Bop A Lula
- Liar
- See What a Fool I've Been
- Procession
- Now I'm Here
- Ogre Battle
- Father to Son
- White Queen (As It Began)
- Flick of the Wrist
- In the Lap of the Gods
- Killer Queen
- The March of the Black Queen
- Bring Back That Leroy Brown
- Son and Daughter
- Guitar Solo
- Son and Daughter (reprise)
- Keep Yourself Alive
- Drum Solo
- Keep Yourself Alive (reprise)
- Seven Seas of Rhye
- Stone Cold Crazy
- Liar
- In the Lap of the Gods... Revisited
- Big Spender
- Modern Times Rock 'n' Roll
- Jailhouse Rock
- God Save the Queen
DVD/Blu-Ray (Trasa Sheer Heart Attack, Listopad '74) set jak na CD 2 + bonus (Marzec '74):
- Son and Daughter
- Guitar Solo
- Son and Daughter (reprise)
- Modern Times Rock 'n' Roll
świetny blogasek :):):):) sam też kiedyś miałem blogaska ehhh to były czasy, kto wie może wróce do dawnego rzemiosła? :):):) tak tak to były czasy gdy Fred jeszcze nie miał legendarnego wąsa, a później to wiadomo "ten wąs niejednym jajem trząsł" hehehehehheheheeh :):):) Pozdrawiam serdecznie :):):):):) ciepron
OdpowiedzUsuńMike, bardzo dobrze:-)Choć zbyt mi to przypomina reckę Bizona;-)Któryś z was inspirował się tym drugim? Co do uwag-zapowiedzi utworów nie wycięto, ale parę z nich różni się od tych na VHS. Np. Freddie inaczej przedstawia Son And Daughter, jak i Brian In The Lap Of The Gods...Revisited. Druga rzecz-o TFFMS krążyły od dawna plotki, że było grane na koncertach. Stąd np. moje zdziwienie, że tyle osób się zdziwiło;-) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNa pewno popełniłem ten błąd, że przeczytałem recenzję Bizona, zanim napisałem swoją. Zatem jakaś podświadoma inspiracja na pewno była. Inna sprawa, że po przeczytaniu jego recenzji o dyskografii zespołu w Rock Axxess doszedłem do wniosku, iż jeśli chodzi o Queen, to w ogóle mamy bardzo podobne zdanie ;).
UsuńJa o TFFMS nie wiedziałem, ale też nie zaprzątałem sobie nigdy jakoś głowy wątkami spekulacyjnymi, stąd mogło umknąć. Dzięki za opinię, pozdrawiam! :)
Mike, nie dziękuj bo nie ma za co:-)Chciałem tylko zwrócić uwagę na niektóre sprawy. Mogłeś coś napisać o różnicach między VHS a tym wydaniem, ale jak sam przyznałeś, dawno nie oglądałeś. Tych trochę jest, nie tylko zmiany ujęć czy inne wersje audio niektórych utworów, ale też cięcia jak np. w Son And Daughter we fragmencie 'I was you', gdzie Freddie pyta 'Then what? What's that? To be a woman'. Tutaj 'What's that?' zostało wycięte-pokazują ujęcie Briana. Spryciarze;-)
OdpowiedzUsuńPozdro!
Ups, miało być 'I want you".
OdpowiedzUsuń